Tylekroć...
Tylekroć otwierałeś dłonie,
chcąc abym przyszedł i nic więcej.
Ja zaś wciąż za złudami gonię,
nieistniejącym mamiony szczęściem.
Tylekroć dla mnie otwierałeś serce,
prosząc bym przyjął Twoją miłość.
Lecz dla mnie wtedy znaczyło więcej,
to co me zmysły rozpaliło.
Tylekroć podnosiłeś mnie z rozpaczy,
kiedy do ziemi zdradą przygnieciony.
Nie chciałem już cokolwiek znaczyć,
wyparłszy się dzieci i żony.
Tylekroć Twą ignorowałem łaskę,
ufny w swe siły i umiejętności.
Nawet wpatrując się w zorze jasne,
nie dostrzegałem Twojej miłości.
Dziś znów spodlony win bezmiarem,
nieśmiało wołam Twego imienia.
Pragnąc porzucić moje zbrodnie stare,
wołam Cię kornie lecz Ciebie tu nie
ma...
Andrzej Tomasz Maria Modrzyński
02/03.08.2011r.
Komentarze (16)
Bardzo dziękuję za miłe komentarze i ciepłe przyjęcie
tego wiersza. Pozdrawiam serdecznie:)
Takie wyznanie szczere, jak spowiedź. Pozdrawiam :)
Opamiętanie i skrucha z wiersza płynie i skłania do
zadumy. Ładny wiersz pełen wiary i nadziei. Pozdrawiam
:)
Piękny wiersz, jak modlitwa i prośba o wysłuchanie,
bardzo mi się podoba, pozdrawiam cieplutko
piekny wiersz !!!! pozdrawiam
Szczęśliwi obdarzeni łaską wiary.Pozdrawiam
serdecznie.
Bardzo prawdziwy.
Żałujemy za Nasze czyny, ale czasami jest już za
późno. Bardzo ładny wiersz. Pozdrawiam serdecznie
Czemu się dziwisz że się wkurzył
skoro Ty zawsze się odwracasz
nie będzie od dziś wybaczane...
więc po co się wracasz?
Pozdrawiam serdecznie
Skoro jest skrucha, to i wysłucha!
Pozdrawiam!
wysłucha bo Pan jest miłosierny:)
wiersz: mocno refleksyjny, dobry:)
piękny... nietuzinkowy ...takie publiczne przyznanie
się do błędów ....
pozdrawiam:-))
Piękna refleksja, trochę jak modlitwa.
Pozdrawiam:)
pięknie opisałeś słabości ludzkie i to odwieczne jak
trwoga to do Boga:)