We mgle część pierwsza, druga...
Jeżeli już jesteś to przeczytaj do końca. Oryginał zaginął bez powrotnie.
"We mgle część pierwsza, druga i
trzecia".
22.07.2016r. piątek 12:50:00
Kiedyś na dyktafonie dyktowałem sobie
Wieczorami i nocami książkę o tym
tytule,
Byłem z niej dumny,
Miałem audiobook,
Wystarczyło tylko przerobić na tekst.
Szacunkowo tego mogło być około 400
stron.
Pech chciał, że dyktafon się zapełnił,
A ja zamiast od razu zrzucać na laptopa
Czekałem, miałem też inne utwory
I niechcący zresetowałem sobie go,
I wszystko przepadło.
Minęło kilka lat, a ja ciągle za tym
tęsknię,
Bo wiem, że już tamtej książki nie
odtworzę.
Jednak mogę pamiętając fragmenty napisać na
nowo,
Nieco inaczej.
Dodam jeszcze, że cały czas była
rymowana.
I kiedyś na beju krótki wiersz z
odtworzenia wrzuciłem.
Część pierwsza
We mgle zbudziłem się
Miałem głowę na kamieniu
W zastygłej mej krwi strumieniu.
Powoli, z mozołem wstałem
I wokół się rozejrzałem.
Nie wiele dostrzegłem, była mgła,
A moja głowa jeszcze mnie bolała.
Nie wiem jak tu się znalazłem,
Ale wiem, że z wielkiej katastrofy
ocalałem.
Z oddali dobiegał mnie szum,
Także takie wielkie wodne bum.
Przede mną wypatrzyłem morze,
Powoli wyłaniało się z za mgły w swym
pięknym kolorze.
Odwróciłem się w drugą stronę
I powoli, ostrożnie wspinałem się na
skałę.
W momencie, gdy na górę się dostałem
To piękny wodospad we mgle skąpany
dostrzegłem.
To z niego woda dudniła,
Była mi ona tak bardzo miła.
Wodospad znikał we mgle,
Tam, gdzieś na dole,
Zupełnie jakby wpadał bezpośrednio do
morza
Nade mną pojawiła się piękna zorza.
Pomyślałem sobie, gdzie ja jestem
I otwartych ramion gestem
Przywitałem tą
Wyspę bezludną.
Wtedy jeszcze nie byłem tego pewien,
Ale zwiastował mi to ptaszek jeden,
Który siedział sobie sam u góry nad
wodospadem
I przyglądał się bacznie, co jestem za
jeden.
Minęła dłuższa chwila,
Gdy mgła się nieco rozrzedziła,
A może moje zmysły się oswoiły
I do unoszącej się wilgoci
przyzwyczaiłem.
Poczułem, że wzmaga się we mnie głód,
Uświadomiłem sobie, że czeka mnie wielki
trud.
Musiałem wstać i w głąb się przedostać,
A przez gęstwinę niemiłosierną było ciężko
sie dostać.
Tak czułem, że prędzej czy później coś
zjadliwego znajdę
I brzuch upominający się niemiłosiernie
napełnię.
Pajęczyn wiele
Brnąłem przez nie,
Torowałem nową ścieżynę,
Przez niewyobrażalną gęstwinę.
Pot spływał z czoła
Mimo to ma dusza była wesoła,
Bo ocalałem
I na tej wyspie jakoś wylądowałem.
Znalazłem metr wolnej przestrzeni
I widzę, że kamień piękny się w niej
mieni
Wokół kamienia rosła malina
Oj jaka to była cudowna chwila.
Czułem się tak bardzo zbawiony,
Cały krzew z malin został przeze mnie
oskubany.
Na kamieniu się wyciągnąłem
I tak zasnąłem.
Część druga
We mgle znów zbudziłem się
We mgle na bezludnej wyspie.
Kiedyś miałem to we śnie
Teraz tak bardzo realnie
Tu jestem i się cieszę,
Bo wiem, że nadal żyję.
Miałem głowę na kamieniu
W zastygłej mej krwi strumieniu
Mgła otulała mnie
Czułem się niepewnie.
Z trudem i mozołem wstałem
I wokół się rozejrzałem
W ranie ból pulsował
I mnie do ziemi przygniatał.
Jestem rozbitkiem
Na brzeg nieznanej wyspy wyrzutkiem.
Po chwili doszedłem do siebie
I poszedłem przed siebie.
Wspinałem się po skalnej półce
I nie widziałem nic we mgle.
Dopiero będąc na górze
Z głową we chmurze
Usłyszałem szum
Woda o kamienie robiła bum.
To wodospad dumnie przede mną stał
I swym ogromem przerażał.
Przysiadłem na chwilę,
Bo widoki były bardzo miłe.
Powoli sobie uświadamiałem,
Że tu wylądowałem
I tylko niegroźnie głowę rozbiłem.
Nie miałem żadnego opatrunku,
Ani innego pakunku.
Miałem tylko to, co na sobie i w
kieszeni,
Wiem, że od teraz me życie się odmieni.
Może się uda i przetrwam,
Bo tak myślę, że jestem tutaj zupełnie
sam.
Dlatego muszę iść w głąb wyspy,
By me siły nie prysły.
Teraz znalezienie jedzenia
To największe pragnienia.
Rozejrzałem się wokoło
Nie było wesoło,
Bo wszędzie dżungla gęsta
Całą przestrzeń porasta.
Dobyłem z kieszeni składany nóż
I idę w ten dziki busz.
Wtedy spostrzegłem znajomego mi ptaka,
On niemym głosem coś jakby kraka.
A może kracze,
To nie istotne, pewnie znów go zobaczę.
Wróciły wspomnienia
Już wiem, że idę tu już od morza.
Początkowo byłem otumaniony
I pewien wątek z życia był zapomniany.
Schodziłem w dół ze skały
Po niej krople wody też spływały
Kucnąłem i wargami do skały się
przykleiłem
I łapczywie każdą kroplę spiłem.
Była taka słodka,
A chwila ta boska
Mogłaby trwać wiecznie,
Ale zrobiło się pogodnie
Ciepło i strasznie słonecznie.
Jeszcze twarz obmyłem,
Oczy i okulary przetarłem.
O dziwo, dzięki Bogu okulary były całe,
Bo dzięki nim to otaczające mnie piękno
widzę.
Składany nóż
Ostrzejszy od burz
Ciął cały ten gęsty busz,
Że aż z liści opadał kusz.
Do busz mgła nie sięgała,
Natura tu z pragnienia umierała.
Po pewnym czasie znalazłem brzoskwinię,
A więc nadal nie zginę.
Usiadłem, a właściwie oparłem się o konar
drzewa
I zjadłem tyle, ile mi potrzeba.
Jeszcze dwie brzoskwinki włożyłem do
zakasanego rękawa
I wciąż trwa ma w głąb buszu wyprawa.
Po chwili znów znalazłem kawałek
kamienia,
Koło wielkiej skały znalazłem oazę
schronienia.
Część trzecia
We mgle zbudziłem się
Wokół było tak pięknie
Coś mi się śniło,
Ale przeminęło.
Miałem głowę na kamieniu
W zastygłej mej krwi strumieniu.
Wokół coś dudniło
I w mej głowie tętniło.
Byłem zdziwiony,
Gdyż nie byłem zbytnio obolały.
Wtedy zorientowałem się,
Że oprócz mnie
Nie ma zupełnie nikogo,
A świat mój jest bardzo daleko.
To był mój drugi dzień na bezludne wyspie
Może kolejnej nocy w końcu się wyśpię.
Twarz wilgotna z mgły
O mgle też były moje sny.
Znów wspinałem się po skale
Po chwili czułem się doskonale.
Rana powoli się goi,
Ale głowa zleksza boli.
Śpi mi się wygodnie na kamieniu,
Wychłodzonym w leśnym strumieniu.
To już trzeci dzień
Jak przemierzam bezludną przestrzeń.
No może już nie taką bezludną,
Bo moje stopy tutaj stąpają.
Na śniadanie zjadłem leśne maliny i
jeżyny,
Których krzewy rosną w cieniu tej
krainy.
To już drugi dzień, gdy posilam się
owocami
I wodą spożywaną całym garściami,
A mój nóż
Wycina busz
Przez który z mozołem drepczę,
A mnogość gałęzi i liści mnie łechce.
Raz wzięło mnie kichanie,
Bo jakiś krzew wziął się za pączkowanie.
Miejscami zdarzają się owady,
Ale póki co nie mam odwagi,
By dla równowagi
Zjeść te pożywne robaki.
Póki co nie uszedłem za daleko
I wciąż to samo widzi moje oko.
Jedynie milknie odgłos wodospadu,
A ja szukam jakiegoś skalnego występu,
Na który się wdrapię
I na otaczający mnie świat spojrzę.
Zmierzam brzegiem wody,
By nie zgubić źródła życia i wody.
Gdybym miał chociaż jedną butelkę
To mógłbym w bok sobie zrobić wycieczkę.
Wczoraj nic się nie działo,
Bo troszkę me ciało się do otaczających
warunków przyzwyczajało.
Bardziej się tylko posilałem
Niż wędrowałem.
Najwięcej to się modliłem,
Że ocalałem
Mimo, że sam pozostałem
I informacji żadnych nie miałem.
Dziękuję za wczoraj i dziś zapraszam jutro.
Komentarze (19)
Oj długie totto...
Lubię zatracać sie w ciekawych słowach, podoba mi sie
jak piszesz ;) !
Długo, ale jakże ciekawie, duży plus;)
To co uciekło
w niebie czytają
i ubaw mają...
Znam ten ból.
Pozdrawiam
O kurcze ale długaśny:):)
Zgadzam się Julią
Dobranoc
...jakoś doczekałam...ende...choć treść wciąga...
Dzięki za komentarz, no i gratuluje...pielęgnuj
uczucia, Pani N. warta jest tego, choć to jednostka
twarda jak skala o gołębim sercu...powolne obrabianie
da piękną rzeźbę...
Ciekawie i z fantazja, podoba sie.Pozdrawiam
serdecznie.:)
Ciekawie z fantazją
pozdrawiam
Amorku masz mnóstwo pomysłów, takie Robinson Crusoe,
czy myślałeś o tym, by zamiast rymów był to wiersz
biały? wydaje mi się,że zyskały w takiej
formie,pozdrawiam:)
Ciekawy przekaz! Pozdrawiam!
Kochani jeszcze się nie skończyła przygoda, ona w
oryginale miała szacunkowo koło 400 stron, tutaj jest
ponad 5, także nie wiem ile x głowy i na ile zmienione
będzie ale postaram się otworzyć i w podobnej długości
fragmentach dzielić się. Tak na odzew to był pocztek.
Powtórzenia są zamierzone. Na przyszłą niedzielę
spróbuję przypomnieć sobie i zapisać kolejną część,
póki co do piątku włącznie mam napisane nowe wiersze.
przygodowo i ciekawie,,pozdrawiam :)
Mnóstwo myślenia intelektualnego i pracy ale efekt
jest bardzo ciekawy i wszystko dobrze się skończyło
Pozdrawiam serdecznie.
Rozpisałeś się :) zapraszam do siebie na nowe
przygody
:) pozdrawiam i głos zostawiam +
też bym rozpaczała, gdybym tyle stron rymowanych
straciła. Pozdrawiam :)
Oj Amorku ale się rozpisałeś
z przyjemnością przeczytałam...
milutkiej niedzieli:)