Wenus z dehnelowni czyli...
Jesteś jedną z dwunastu znaków martwicy.
- tak nazwał i poszedł się smalić na
drasce.
Sulphur, na końcu zapałki. Światło. Płonie.
Jest pięknie.
Czasy z przedpamięci, wybite z ramienia
uśmiechy.
Pamięta dotyk i że zabrał ja na tańce,
grali ładne melodie.
Dziś, w imię świętości powybijała lustrom
zęby.
Ostatnie, niedopowiedziane tli się w
cieniu,
Stoję jak idiotka, tęskniąca za rozumem.
Jakby to było, przy moim boku, nosić przez
progi panny młode?
Kornelie, przysięgam, na mój obraz i
podobieństwo.
Pod agrafkę wpinam początki dzieci.
W wózkach, okularkach i pomponach na
beretach.
Pozostał sznurek. Zawisła cisza. Swad
pachnie świętym.
Jutro się zbliża, trzeba uciekać z
Obłędni... tu są świerszcze. Cala reszta
niech idzie do diabla, zaprószona ogniem.
Komentarze (3)
Porcja znakomitego pisania.
po prostu świetny
ech Kor, owacje na stojąco. sam tytuł... nie będę
tłumaczyć, ale wiem... potem draska... ;). po prostu
przednio. ściskam serdecznie :)