Wiara
Biegnąc z zamkniętymi oczami opuszczasz
krainy
Gdzie ziemia pachnie świeżą miętą a
drzewa
Na nowo obrastają w pióra niczym małe
zielone
Papużki – zbyt zuchwały krok na przód
W żmudnym procesie ewolucji podwórkowych
Gołębi - najpewniej z obawy przed zemstą
Pradziada Darwina cofasz dłonie wabione
Przez perlistą poświatę na udach
dziewczyny.
Z pewną przykrościach zrzucasz z kolan
ciepłe
Futerko kota – zbyteczny nadmiar
luksusu w twoim
Ascetycznym życiu nie bardzo rozumiesz
czemu
Prycha obrażony momentami zaczynasz obawiać
się
Że w swojej indywidualności zboczy z
jedynej
Właściwej drogi. Nienawidzisz tych którzy
zdradzili
A może – nienawidzisz ich wolności
– i z tą nienawiścią zostajesz
wyniesiony pod
Niebiosa. Teraz, gdy stoisz na samym
szczycie
Nad przepaścią, nie myśl już więcej o
niczym.
Zaufaj panu. Skocz.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.