Wiatraki słońc
Motyl zastygł
w pół-zieleni nieba
nieufnie prostując skrzydła.
To nic.
Jeszcze zdążymy przeprosić
za chodzenie
boso po śniegu.
Nim wymierzą nam karę
scałujesz z moich ust
blask dmuchawców.
Znowu zdradzimy
niebo z ziemią
nawet nie otwierając oczu.
Otoczysz mnie
czerwoną nitką smaku.
Chaotycznie.
Przykro mi,
że kara taka niesprawiedliwa.
Łzy zbyt słone
dla wrażliwych policzków.
Wiatraki słońc
nie dość prawdziwe.
Popatrz jak spuszczam głowę -
jest mi wstyd.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.