...
Brunatne pomarszczone płatki na wygiętej
łodydze… Ta obumarła róża w raju, to
nie ja… Nie ja wykrwawiłam się na
zieleń. Mnie tam nie ma. I nigdy nie było.
Tak naprawdę to przerażające miejsce.
Widywałam je w snach. Przywoływałam do
niego słońce… ale nie mogło się
przebić przez gęste, ciemne chmury
ocieniające ogród…
Te kolce odpadły z łodygi i leżą teraz
wśród grud wyschniętej ziemi… Deszcz
nie zrosił jej od tak dawna, że zapomniała,
czym jest zaspokojenie pragnienia… Te
rozdęte, apokaliptyczne, trupio-sine chmury
tylko zwiastują sytość. Obiecują…
dają nadzieję…
Raj… Obfitość plonów i
błogostan… Czysta euforia w
powietrzu… A w samym środku więdnący
kwiat. Nad nim złowieszcze chmury… z
wyrachowaniem odbierają słońce… z
wyrachowaniem zabierają wodę… Ta
obumarła róża w raju, to nie ja…
Ale jeśli to nie ja… to dlaczego za
każdym razem, kiedy budzę się z tego
snu… czuję jedynie niedosyt…
niezaspokojone pragnienie życia…?
Dlaczego wciąż szukam światła w sobie i
odnajduję jedynie mrok, który nie daje mi
nic, poza złudnym poczuciem spokoju?
Jeśli ta róża, to nie ja… to
dlaczego wciąż woła mnie w snach?
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.