Władca areny życia
Dobrze mi na ostrzu brzytwy, nie ma tu
patosu,
bliskość śmierci to znak życia, mnogość
jego kłosów,
jestem tu iluzjonistą, diabły w dole
bawię,
klaszczą takie wpiekłowzięte, kiedy spadam
prawie.
Daję zwieść się pozorami balansu dziś
rano,
to usypia, abym nagle stanąć miał pod
ścianą,
płomień nigdy nie pozwala zawrócić z tej
stali,
trzeba tylko w sercu skłamać, że się nie
wypali.
Jedna przykrość - że nie można szybko spaść
przeciętym,
przez nóż życia na dwoistość rozdartym,
ciśniętym,
że nie w sposób jak duch wolny ciała
pozostawić,
tylko trzeba tak zniszczonym dalej diabły
bawić.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.