Wołanie w ciszy
Posiadanie zmysłów to skarb o jakim często zapominamy...
Wyszedłem raz na scenę
U początku drogi mego życia to było
Trzymając matkę ukochaną za dłoń
Tak ciepłą i delikatną,
otwarłem nieśmiało usta
próbując wydobyć z siebie jakikolwiek
dźwięk.
Wielkimi, czarnymi oczyma patrzyłem przed
siebie
Salę pełną pustych krzeseł,
Oraz jedną osobę dojrzałem wtedy,
ta jednak zerknęła na mnie litościwie
i wyszła zatrzaskując drzwi.
Pieśni mej błagalnej nie usłyszał
nikt…
Tylko matka wsłuchiwała się w ciszę
Jakby znała wszystkie nieme szepty.
Lat kilka minęło, matka odeszła…
Dorosłem.
Czując samotność wróciłem w to miejsce
Wyszedłem dnia tego na scenę
Otwarłem szeroko usta,
Wzrokiem zaś Jej szukałem…
Ani obok mnie, ani przede mną,
Ani też w żadnym tajemnym miejscu
Nie znalazłem.
Pieśni mej błagalnej nie usłyszał
nikt…
Tylko dźwięk powoli spadającej łzy
Odbił się głucho o ściany i umilkł.
Stoję dziś na scenie
Podparty drewnianą laską,
Spoglądam na zakurzone krzesła,
Odarte drzwi i szare zasłony
I choć znają mnie doskonale
Nie potrafią zrozumieć.
Pieśni mej błaganej nie usłyszy już
nikt…
Z najlepszymi życzeniami i skrzynią optymizmu dla skromniej obdarzonych przez Boga.
Komentarze (1)
Niestety ludzie są zbyt leniwi by słyszeć drugiego
człowieka, pozdrawiam