Wzdłuż linii grabienia liśći
wczoraj słonecznym uniesieniem
spadliśmy w resztki suchych liści
poskręcały się pierwsze krokusy
w zapleśnio-zgniliźnie wilgotnej kołdry
nasączonej słoną kroplą
/walerianowym zapachem podtrzymywane/
kiedy żelazne zęby masując kręgosłup
odsłaniały ku słońcu zwiotczałe szyje
dało się zauważyć
jak mało w nich siły bycia
jak ciągnie je
korzeniowa masa uśpienia
i wtedy przyszedł rozkwit
powiew wiatro-minuty
nie wiedziałam że
potrafi rozpoznać potrzeby
naszych gleb
przykryć liśćmi zainfekowane
płuca
by odsłonić
przygiętą w pól i drżącą ale
nadal w pionie myślenia
linię
jeszcze naszą
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.