zabłądzenie
potocznie na papeterii wypisane słowo
ruch rzęs popielatych schylonych wraz z
głową
nad wiotkim ciałem pochyliły się dwie
muzy
groźnie brzmi hymn jesieni
wokół stare domy
gdzieś obok gruzy
trącam cię jak pomylony, patrzę
obudziłem się w teatrze
może w kaplicy, może na środku ulicy
tańczą wkoło latarnie, pomruk nieznajomy
pozwala mi wstać, odłożyć sen
na półkę... tam gdzie Herbert pokrojony
gdzie Heller traktuje o swoim paragrafie
marzę przez chwilę o domu
o trzydrzwiowej szafie
nikt nie pisze do mnie
latarnia bardziej się nachyla
zostawia mi trochę światła
pełnia w opętaniu mija
tak sama z siebie
wyznacza mi czas od dawnych lat zapisany w
niebie
wstaję... i idę, dokądkolwiek prowadź
ufam twojemu światłu
słucham twojego szeptu
będę ci sprzyjał tak długo
jak długo istnieje trwoga
palić się będzie kaganek... gdy zgaśnie
i poranna wydobędzie się nuta
pozostanie po nas ze snów utkany wianek
i chwila, która tępym kłamstwem nie była...
zatruta
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.