zima czyli inwentaryzacja
kiedy sen poranny odchodzi
przytomność z wolna powraca
noc jeszcze w swej łodzi
w palcach pędzel mrozu obraca
malując liściaste wzory
srebrzysty kleks zostawia zastygły
połyskliwe gęstego lasu pozory
doprawdy malarz to niedościgły
wnet ranek śniegiem po buziach smaga
drogę utrudnia do szkoły
mała Milenka z wiatrem się zmaga
wiedzy dźwigając toboły
z nosem spłaszczonym na szybie
na biel wirującą spoglądam
spisuję mysli podobny skrybie
w szarość swej duszy zaglądam
widzę wieczory nad rzeką przedumane
przyjaźnie krwią znaczone
krople łez i smutki niechciane
ramieniem Syzyfa ciągle toczone
przymykam oczy uśmiech zakładam
jasnoniebieskim dzień zabarwiam
szczęście i radość na półkach układam
a smutki i łzy w niepamięci zostawiam
Komentarze (1)
Ładny ten wiersz. Ma w sobie coś z klasyki i zwykłego
szyku. Podoba mi się to. a fragment z Milenką jest
udany :).