zmierzch
Pieśni biało – czerwone rozganjają
chmury,
w ogniu historii wypalają na sercu
dziury.
Z niemocy nieugiętość zrodzona,
na dnie kieliszka osamotniona kona.
Rzesza zachwiana wykrzykuje hymn,
wylany z dzbana wolności,
on płynie w każdym z nich
i schnie na barkach niemej
rzeczywistości.
Wulgarne wargi, spuchnięte cedzą słowa,
nikt już im nie wierzy – Boże, to
Kasandra woła,
i karmi wstydem dumę wschodniego czoła.
Zamglone kształty byłej wielkości,
rozszarpane po polach szemrzą.
- Kończ waść, litości!
I na kolana upada pijana waleczność.
Komentarze (2)
Pięknieś dała popalić strupieszałej martyrologii.
Przykre ale prawdziwe, nikt nie chce słuchac o
przywarach. Czekają na pochwały. +. Spokojnej nocy