Żniwiarz
Chodźcie, dzieci, babcia wam opowie, jak to drzewiej bywało...
Pszenicę kosili w pełnym słońca żarze,
a żyto już blisko wieczora.
I teraz znużeni, zmęczeni żniwiarze
wracają do domu. Wszak odpocząć pora.
A żniwiarz Walenty – brudny, zlany potem
i mocno strudzony, usiadł pod parkanem
i pomyślał: – Spocznę... Umyję się
potem,
a po chwili zasnął! Zbudził się nad
ranem...
i zwlókł się do chaty. Głodny i
zmęczony,
ledwie próg przekroczył, ale odzież
zrzucił
i z brudu się obmył. Pojadł (odświeżony,
przebrany na nowo)... i na pole wrócił.
Gliwice 20.07.2007 r.
Komentarze (24)
Witaj Bereni.
Aż poczułam zmęczenie tego żniwiarza.
Piękny przekaz wiersza .
Pozdrawiam serdecznie.:)
To była mordercza praca, co roku w niej brałam udział
do 92 roku, do śmierci taty.
To prawda z tą pracą.
Gdy żniwa się zaczęły, nie było zmiłuj.
Jak pogoda, to od rana do nocy.
I świąt też nie było, niedzieli też.
Pamiętam jak podczas obozu harcerskiego pomagaliśmy
żniwiarzom. To ciężka praca. Serdecznie pozdrawiam:)
ciężka była taka praca żniwiarzy
pozdrawiam:)
Praca żniwiarza z kosą jakże inna, cięższa od
dzisiejszej pracy na kombajnie.
Pozdrawiam
Ewo, - xXx - dziękuje ślicznie
i pozdrawiam :) B.G.
Pamietam, co nieco :)
Milego dnia :)
Ręczne koszenie to było coś. Doceniał człowiek
żniwiarza. Zwłaszcza gdy jadł chleb powszedni.
Dobry przekaz Bereniko. :)