Zrozumieć swój błąd
Nie znajdziesz mnie wśród żywych
Nie znajdziesz wśród umarłych
Nie ma mnie wśród niebios
Ani piekieł czarnych
Chociaż nie istnieję
Jestem między wami
Strzeż się kłów krwiopijcy
Z krwawymi oczami
Nie doznasz litości
Nie ma przebaczenia
Uraczę Cię kielichem
Bólu i cierpienia
Czuj lęk przed nocami
Żyj w bezkresnej trwodze
Spójrz prosto przed siebie
Stoję na Twej drodze
Narzekasz na życie
Pokażę Ci swoje
Twym krzykiem i bólem
Swą duszę ukoję
O ile posiadam
Jakąkolwiek duszę
Wiem, że Wy ją macie
Ja jej mieć nie muszę
Jesteś dla mnie nikim
Mym drugim śniadaniem
Nie ocalisz życia
Płaczem i błaganiem
Wbiję w Ciebie szpony
Rozszarpię Twe ciało
I Ci obiecuję
Że będzie bolało
Nawet gdy przeprosisz
Kara Cię nie minie
Spójrz jak krew obficie
Po Twej szyi płynie
Nie będziesz mieć za złe
Gdy Ci jej upije?
Chociaż Ty umierasz
Ona ciągle żyje
By dopełnić zemsty
Wyrwę Ci Twe serce
Będziesz patrzeć w mękach
Jak bije w mej ręce
Rozrywam Ci klatkę
Krew się wokół leje
Lecz Ty już nie słyszysz
Jak się głośno śmieję
Stoję na ulicy
Przede mną leży ciało
Twoje parszywe życie
I tak sensu nie miało
Opuszcza mnie ma bestia
Władca mej świadomości
Powraca ukojenie
Już nie odczuwam złości
Powoli się oddalam
Do swej mrocznej kryjówki
Niedługo wzejdzie słońce
Znaczące czas głodówki
Gdy pierwszy promień słońca
Oświetla świat szeroki
Na cmentarzysku w trumnie
Zapadam w sen głęboki
I budzę się o zmierzchu
Bestia znów chce ofiarę
Więc wstaję i wyruszam
Wymierzyć nową karę
Podążam ciemną drogą
Poddając się jej woli
Kto dzisiaj straci życie?
Kim dziś się zadowoli?
Nagle widzę dziewczynę
Ból żądzy zatrząsł mną
Słyszę bestii rozkazy
- Uracz mnie jej krwią!
Podchodzę więc do Ciebie
Kruszy mnie Twa uroda
Nie, nie chcę Cię zabijać
Jesteś na śmierć za młoda
Upadam na kolana
Swą głowę chwytam w szpony
Wewnętrzną walkę toczę
Lecz jestem już stracony
Słyszę rozkazy bestii
- Masz zabić ją, nie zwlekaj!
Ostatkiem siły woli
Wykrzykuję – UCIEKAJ!
Lecz Ty z troską na twarzy
Chwytasz mnie za me dłonie
Gdy z żądzy krwi i mordu
Wszystko w mym wnętrzu płonie
Wyrywam się więc z objęć
I biegnę gdzieś przed siebie
Wolę postradać zmysły
Niż miałbym skrzywdzić Ciebie
Jest tylko jedno wyjście
Zaprzestać mordów muszę
Uwolnić się od bestii
Ocalić Twoją duszę
Bo bestia nie przestanie
I Ciebie będzie chciała
Lecz stanie się bezsilna
Gdy pozbawię ją ciała
Udaję się na cmentarz
I niszczę swe posłanie
Wychodzę na ulicę
Patrzę jak słońce wstaje
Rozkładam swoje ręce
Mój wybawiciel wschodzi
Już krwawa bestia nigdy
Nikomu nie zaszkodzi
Zachwycam się widokiem
Nigdy go nie widziałem
Z uśmiechem na swych ustach
Płonąłem tak jak stałem
Me ciało w pył zmienione
Rozwiewa się po niebie
Ostatnią myśl słyszałem
Że już nie skrzywdzę Ciebie
Data powstania bliżej nieokreślona 2002-2005
Komentarze (3)
Pomimo że taki długi, dobrnęłam do końca. Dobrze się
go czyta:))
Moda na wampiry do poezji się wdziera :)
ciekawy w narracji Walka wewnętrzna - wampir albo
śmierć Dobro warunkowe impuls światła Nie ma tylko zła
w człowieku bo zależy od tego jak pokieruje los
Bardzo ładny wiersz ma przesłanie:)