Życie bez tytułu
Pewnego tak zwyczajnego dnia
Powiedziałem mam dość
Dość tego wszystkiego
Odszedłem w ciszy
Czułem się wyzwolony
Drogowskazem snów
Powędrowałem za marzeniami
Obiecałem sobie
Że każdy dzień będzie inny
Grzechem jest okłamywać innych
Lecz jeszcze większym
Przez całe życie okłamywać
Samego siebie
Dławic się tym samym
Znienawidzonym dniem
Grzechem jest poddać się fali
codzienności
Co dzień płakać na brzegu nieszczęścia
Patrząc w zachodzące marzenie
Może umrę jutro
Może jeszcze dziś
Lecz umrę jak wolny człowiek
Tylko dwie monety przy duszy
Spoczną na moich oczach
Kiedy wezwie mnie Bóg
Mam dość tego, że
Ciągle jak zagubione dziecko
W nieznanym mieście
Wśród tłumu szukam przyjaciela
Jak żołnierz w objęciach strachu
Szukam ciszy i modlę się do Boga
Wiele już przeszedłem
Lecz ciągle daleko
Daleko mam do domu
Tak daleko jeszcze mam do spokoju
Wciąż jak wąż na pustyni
W celu przetrwania
Pełzam ku słońcu
Nie umiem nazwać
Swojego życia
Nie jest to szczęście
Nie jest to cierpienie
Życie bez tytułu
Bez początku, ani końca
Komentarze (4)
myślę, że żyjemy dla miłości, to jest cel tak
naprawdę, wiersz ładny, pozdrawiam :)
To piękna świadomość iść ku słońcu do marzenia Bardzo
szczery Wiersz plus To nadzieja która dlatego się
spełni
do wiersza przyciągnął mnie tytuł... kiedys napisałem
wiersz pod identycznym :) choc po przeczytaniu wiem że
tematyka lekko rózna - pozdrawiam :)
hmmm....piękne....patrz dogłębnie a nie tylko patrz a
odnajdziesz wszystko czego pragniesz...to jest
blisko...pozdrawiam