Żyletką Nadziei
Płomiene pręgi na niebie
Żegnają zmęczone dniem słońce
w domu cichną wszystki spory
krzyki zamykam w klatce bez klucza
Aby rano brutanie otworzyć ją znów
Po dłoniach spływają
słodkie krope krwi
Uspokojona i rozlużniona
Spoglądam na ręce
Wypełonia czrnymi bliznami
Ból staje sie przyjacielem
Uzależniona od niego
pocieta na małe jage części
Krąże wokół bloleści dnia dzisiejszego
a przeszłością i nocą
Gdy staje sie wampirem właśnej krwi
Zapominam o tym ze kiedyś trzymałes me
dłonia
Czyste i bezbronne
Delikatne i słodkie
Po śladach twoich pocałunków spływaja
krople zbawiania
Zasypiam wtulona w żyletke nadziei
By rano gdy nowy wstanie dzień
obudzic mnie wymyślonym usmiechem
Dłonie przypomną mi
O synonimowym życiu
kóre już przegralam
na samym jego początku
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.