między słowem a drżeniem
gdy już ucichną głuche echa,
gdy wyschnie gejzer, gdy noc minie.
kiedy doczekam się: nie czekać!
rzeka spokojnie znów popłynie
i nowe dźwięki naniżemy
na kruche nitki, chociaż nowe.
gdy przestaniemy krzyczeć w ciszy,
rwać włosy i zachodzić w głowę...
chciałabym zamknąć mądrym zdaniem,
konkluzją, co obrosła w mądrość
ten ciąg wyrazów, to gdy - banie,
ten wir wypadków nieprzytomny
nie umiem znaleźć antidotum.
szukam więc w stogu durnej igły,
która pozszywa poszarpane
wyrwane z krtani słowo: nigdy
"jutro" jak wczoraj się panoszy,
"dzisiaj" w gorączce pali żarem.
szczęśliwi, którzy w takich chwilach
na brak nadziei mają wiarę
próbuję zmienić nurt, odwrócić
to w co uwierzyć trudno, mimo
zdarzeń wyrwanych spod kontroli,
i poczuć smak mocnego wina
miast winny ocet wciąż kosztować,
który i wiersze rodzi cierpkie
choć w nich zaledwie zapis, słowa...
a żyją tylko drżące ręce
Komentarze (6)
Bezsprzecznie bardzo dobry wiersz, świetnie prowadzona
ciągłość tematyczna, styl lekkostrawny, naturalnie
brzmiący, myśl niebanalna. Pozdrawiam :)
niesamowity dwa razy z ukontentowaniem czytałam
brawo...pozdrawiam
Miły w odbiorze...bardzo mi się podoba:)) oczywiście
plusika zostawiam+
dobrze się czyta Twój wiersz i warto kilka razy bo
jest ciekawy, pełen barwnych metafor, miły akcent na
zakończenie dnia :-)
Na niektóre zakazy i nakazy najlepiej ogłuchnąć.
Zamiast szukać w sianie igły, sprawić sobie nową.
"Nigdy" lubi zmienić poglądy.
Wiersz głęboki, przepełniony zapisanym życiem.
Nie można dać 2x plus. Szkoda
Pozdrowienia z bliźniaczego podwórka :)
Jakoś dawno Cię nie widzałem Elu na beju.
Witam z radością kolejny dobry wiersz.
Jest refleksyjny, pełen ciekawych porównań, z dobrą
pointą. Z przyjemnością punktuję go :)