OMEN
Ładnie zielono
I wszędzie kaczeńce
Jeszcze nie wiedziałem
Że się zbliża prawdziwy koniec
Martwizna
A potem
To już tylko widzę
Smalec, smalec i krew
Nóż wbity w cuchnące ciało a pod nim
pies
Ociekający alkoholem czeka na mój koniec
Może wyjdę.
Pojawili się
Niebiescy ludzie bez twarzy
Każdy z nich o niczym nie marzy
Liście wiśniowe przykrył szary beton
A po nim lód z brązowej, błotnistej
łaźni
Co w zimę pęka i zatapiam się w nim cały
Co za piękno
Z cegieł wystają krzyczące twarze
A oczy ich zamknięte, nie widzą a ryczą
Nie wyjdę po za ścianę , a wtapiam się w
podłogę
Jestem nim
Idą ciała a niema ludzi
Bez ducha, bez chwili, zawsze
Uderz mnie niech wiem że żyje
Niech z otworów ciała wypłyną soki
Chciałbym zapłakać, nie mogę, nie
potrafię
A z gardła bliskiego kurz wylatuje
I tworzy złowieszczy omen:
NIE MA MNIE
Komentarze (1)
No no :) rzadko mam okazje przeczytać takie nietypowe
wiersze... bardzo ciekawa tematyka. Początek spokojny
a wraz z czytaniem akcja się rozwija i czyta się go
nie tylko bardzo dobrze ale i z zapartym tchem :)
Zresztą czytając poprzednie Twoje wiersze zauważyłam,
że piszesz na ciekawe tematy i bardzo fajnie jest
poczytać Twoje wiersze... :) Ale tym wierszem jestem
wręcz zafascynowana!