Zza furtki
Praca bywa paraliżująco ciężka...
Na wytartym od wspomnień parapecie,
opierają się maleńkie, niewinne rączki.
Przekrwione miłością oczy,
nie spuszczają wzroku z fioletowej
furtki.
Z pozornie obojętnym sercem,
odsuwam delikatnie kilkulatkę,
z poczuciem winy lekko przeczę głową.
Ona doskonale wie co to znaczy.
Z jej piersi wydziera się bezgłośny
szloch,
wkładam jej niewinną rączkę w moją
poharataną przez życie.
Wchodzimy do ironicznie różowego
pokoiku,
żadne łóżeczko nawet nie drgnie.
Ból oduczył ich dawno płakać,
a samotność nakazała kochać ciszę.
To etap, do którego dawno przywykłam,
najpierw maleństwa te płaczą całymi
nocami,
z czasem ich łkanie jest pełne ostatniej
nadziei,
po bolesnych godzinach milkną.
I tylko ich wielkie oczy ukazują…
Rozpacz przeplecioną z oczekiwaniem.
Mimowolnie zerkam na tykający zegar.
Kukułka wykrzykuje koniec mojej zmiany.
Z kolejnym gwoździem wbitym w serce,
bezszelestnie zamykam starodawną furtkę.
Komentarze (24)
Wzruszyłem się i nie wiem co napisać, najwymowniejsza
będzie chyba cisza! Pozdrawiam!
Przejmujacy wiersz, dobry przekaz.
Pozdrawiam:)
jestem pod wrazeniem Twojego wiersza
tak pisz - bo w tych wersach Jesteś sobą
Trudno towarzyszyć cierpieniu, zwłaszcza patrzeć w
smutne, dziecięce oczy.. Ale jesteś z nimi. To ważne.
Pozdrawiam ciepło:)
Mocny! Zatkało mnie... Ukłony!
Dreszczowo się zrobiło w ten deszczowy dzień...Bardzo
dobry przekaz. Pozdrawiam
"na wytartym od wspomnień parapecie"... podoba mi się
ta metafora......i zakończenie fajne - z tym gwoździem
sercu....a reszta, jakto życie, różne jest
bardzo przejmujacy wiersz bardzo zal tych wszystkich
dzieciaczków opuszczonych przez bliskich
pozdrawiam:)
Przejmujący.
Nie sposób zakończyć 'pracy' z końcem zmiany.
Wychodząc zabieramy ją do domu w sercu.
Pozdrawiam