MODLITWA NARKOMANA
„Boże proszę pomóż!”
To już nie są moje słowa
Ból stał się rutyną
Towarzyszy mi jak brat.
Uśmiech taka dziwna rzecz
Skierowana do mnie w głąb
Usta nie powiedzą nic
Ułożone w milczenia znak
Oczy całkiem nie obecna
Zapatrzone gdzieś tam w dal
Pewnie chciałabym powrócić
Ale ludzie to już nie mój świat
„Tam” mi dobrze
Potem wraca dziki strach
„ Hera” to mój chleb
Wprowadza w ekstazy stan
Łudziłam się że będę sama decydować
A to „Ona” prowadzi mnie jak
chce
Nie, nie jest dla mnie bogiem
Po prostu stała się nałogiem
Nie potrafię wołać o pomoc
Przeraża mnie ludzi tłum
Zamknięta w szklanej klatce
Mam swój własny świat
Jestem dla siebie przyjacielem i wrogiem
Jednocześnie diabłem i bogiem
Nie stać mnie na łzy
Choć modle się o to do siebie
Nie długo zapukam do śmierci drzwi
Z moją modlitwą narkomana na ustach
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.