Abaddon
Skażony złem najświętszym,
W czeluści Otchłani drążony,
Stoi nienazwany, za wszystkich
największy,
Nieświadomy, na wpół uśpiony.
Ten, którego wzrok padał na świat,
Okiem pożądliwym spoglądał szeroko,
Unoszący go leniwy, chłodny wiatr
Porywał ludzkie myśli niewyobrażenie
wysoko.
W Szeolu, w pustce i ciemności,
Gdzie ołowiane łańcuchy nicości
Suną po nieskalanej powłoce firmamentu,
Wijąc się niczym wielkie węże z
fragmentów
Tysiąca
Nie stworzone do końca
Oplatają wybrzuszenie kuli więźnia.
Nadszedł już czas odpowiedni,
By najmocniejsze ogniwo pękło z hukiem,
By i ci szczęśliwi i ci biedni
Rozsypali się w proch z cichym
pomrukiem.
Szczelina powiek rozwarła się powoli,
Skulona potęgą bestia starsza niż czas,
Brama światłości pękła, poddając się Jego
woli,
Łańcuch się skruszył i więzienie z nią
wraz.
Ramieniem jednym do pasa sięgnął,
Drugim zaś zniszczył Szeolu sklepienie,
Przy pasie miecz runami zdobiony
brzęknął,
A krzyk bestii przeszedł w ciche
westchnienie.
Czerwienią rozbłysła przestrzeń szeroka,
Demon rozwarł szczęki unosząc łeb ku
górze,
Przyglądał mu się Archanioł z wysoka,
Przy pieśni anielskich wtórze.
Niebiański orszak stał nad firmamentem
Czeluści,
Archanioł miecz w ręku zaklinał,
Wiedział, że Demona do świata nie
wpuści,
I już kolana do skoku zginał.
Dał znak orszakom niezliczonym by czekali
na niego,
Misję powierzoną spełnić mają najlepiej,
Archanioł miał zatrzymać Demona
potężnego,
By jego imę wysławiano w najwyższym nawet
Niebie.
Wtem Demon będąc świadomym obecności
Natarł, w mgnieniu oka rozbił orszaki
anielskie,
Tylko Archanioł oparł się tej nicości,
Nie lekceważąc potęgi diabelskiej.
Biel z czernią się starła,
Blizną moc do walki się wdarła.
Rozszczepiwszy potęgę pomiędzy swe rogi
Demon uderzył, a posady w płomieniu
stanęły,
Archanioł już pełen był trwogi,
A jego niepewności skrzydła rozwinęły.
Kościste szpony zacisnęły się na zbroi,
Miecz Czeluści gotów był zakończyć
starcie,
Archanioł czuł, jak bardzo go boli,
Czekał na następne Demona natarcie.
Odwaga przeciwko Potędze stanęła,
Oblekła poświatą rzeczywistość
I wokół przeciwników się rozwinęła,
By wywrócić dnem do góry oczywistość.
Archanioł naciągnął strunę nienawiści,
Wokół niego zapłonął nieprzebrany gniew,
I mimo, że Aniołowie są nieskazitelnie
czyści,
W przestrzeń wyryczał pradawny zew.
Ogień pod kopułą wymiarów zapłonął,
Wir mocy skłębił resztki niepewności,
Żar tysiąca grzesznych gardeł w
rzeczywistość zionął,
I napełnił Archanioła siłą z rogu
obfitości.
Demon nachylił czaszkę by szczękami
rozerwać wroga,
I wtedy Archanioł wyrwał się z objęcia
szpon,
Zapłonęła w nim żądza sroga,
Uderzył niczym rozwścieczony Tron.
Zderzyli się w pół drogi,
Nie było już rzeczywistości,
Złamane zostały jej progi,
A przestrzeń skrzyła się od wrogości.
Zagrzmiały trąby, Demon rozejrzał się
wokół,
To jego wołają by niszczyć światy,
Wskoczył więc na Niebiański cokół,
Gargulec przeraźliwy a jego braćmi
czarty.
Jednak Archanioł nie odpuścił,
Doleciał do klatki czasu obecnego,
Demona całą swą mocą do bezruchu zmusił,
I cisnął go do pomieszczenia małego.
I wtedy sklepienie Czeluści się
zamknęło,
Uwięziło bohatera w nicości i bezmysli,
Bramę na ostatnią zasuwę domknęło,
By już nigdy potężni bogowie tutaj nie
przyszli.
Archanioł zasiadł więc na tronie
nicości,
Zwrócił uwagę i stworzył na nowo Otchłań
jedną,
I mimo swej potęgi obecności
Zapłakał gorzko nad losem ludzkości.
Komentarze (1)
No i wpasowane pod dzisiejsze dni dżdżyste, niczym
Apokalipsa. Dobre przejrzyste.