Bez wyrazu
Opadły już wszystkie liście z drzew,
stoją nagutkie bez zdobienia.
Ucichł też ptaków tęskny śpiew,
jak mi uroki te doceniać.
Może kolory spadłych liści,
rudą czerwienią dają radość.
A gdzie pierzaści wokaliści,
mnie ciągle lata będzie mało.
Inaczej będę osowiały,
inaczej będę bez wyrazu.
Obraz się staje taki mały,
nawet nie widać już obrazu.
Przyjdzie sprzątaczka, pozamiata,
włoży symbole w czarny worek.
A ja zapłaczę, bo to strata,
żegnać tak szybko piękna porę.
Przychodzi chwila się pogodzić,
pokochać wiatry szalejące.
Ja piję kawę, gdy ją słodzę,
jak jeszcze słońce lśni gorące.
Inaczej będę osowiały,
inaczej będę bez wyrazu.
Obraz się staje taki mały,
nawet nie widać już obrazu.
Ach te uczucia zapomniane,
porozrzucane po balkonie.
Które budziły mnie nad ranem,
i nocą, kiedy dnia już koniec.
Tęsknota ciało rwie w kawałki,
dusza płaczliwe śle klimaty.
Człowiek się staje taki miałki,
dusząc jesienne już dramaty.
Inaczej bywam osowiały,
inaczej bywam bez wyrazu.
Obraz się staje taki mały,
nawet nie widać już obrazu…
Komentarze (7)
Interesujący wiersz pozdrawiam serdecznie;)
... piękna melancholia w rytmicznym wierszu...
Pozdrawiam :)
byle do wiosny :) jakoś wytrzymamy
pozdrawiam serdecznie
Świetny, rytmiczny wiersz.
pzdr
Też tęsknię już za wiosną.
Miłej niedzieli:)
pierzaści wokaliści - świetne
wiersz - choć tytuł "bez wyrazu" -
w tęsknocie za latem, rwie serce na kawałki.
podobne dzisiaj mamy wiersze.
pozdrawiam Grandzie :)
jakoś trzeba przetrzymać ten ponury czas.