Biegne..drżę...
Biegne..drżę...
Odwracam się za siebie..
Próbuje zlapać oddech...
Jeśli mnie dopadnie..zabije.
Potykam się raz po raz...O
kamienie..wystające korzenie..ziemie.
Mgła..gesta para z moich ust..mój
oddech..jego oddech.
Słychać wśród ciszy..
Las...miejsce zagłady wielu...
Nagle w doł padam...
Na twarz..widze ciemnośc..
Dół..miejsce gdzie wpada wielu...
Za waski..za wysoki..
Oddech probuje złapać..odwrócić...
Nie mogę...A przeciez wiem..
Że musze...jak wielu.
Biegne..drżę..
Tym razem już związany..i załamany...
Mam nadzieje ze robie to..przez te wszytkie
zmiany.
Jak wielu...
Biegniemy..drżymy..związani i załamani...mamy nadzieje ze robimy to przez te wszytkie zmiany...w życiu.Jak oni obok nas...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.