Bitwa
W nocy uciekam do swiata ktory nie ma prawa
istniec
gubie sie tam, gdzie nie powinno mnie
byc
Tak czesto o nas nie powinienem myslec
nie tak, nie w ten sposob, nie tak
powinienem zyc...
Moj umysl to jedno wielkie pole bitwy
To tu spotykaja sie wielotysieczne armie
slow, dzwiekow, mysli
Wlasnymi watpliwosciami codzien je
karmie
Sztandary, dzwiek mieczy, krzyki
zabitych
wszystko to rodzi kolejne lzy
w lasach obraz lukow ukrytych
a na ustach stracone sny
Po bitwie zostaje tylko kurz i pyl
wszechogarniajacy, gryzacy dym
Tu nie ma zwyciezcow, sa tylko przegrani
to wlasnie na nich jestem skazany
Codzien na kolanach moj umysl blaga
Aby Bog wszystie watpliwosci jak najdalej
wygnal
Gdzies do innego swiata je zabral
By w koncu wiara na jalowym polu
zakwitla
Bog nie odpowiada, nigdy nic nie mowi
rodza sie kolejne watpliwosci
Moze zapomnial juz prosby ludzi??
Moze jestesmy na ich spelnienie zbyt
prosci??
I kolejnej nocy armia sie zbiera
By roztrzygnac wielki spor
Czy prawda jest ze nie ma nieba??
czy to kolejne klamstwo czarnych wrot??
Noc jest akuszerka zlych mysli, rodzi je
jak urodzila nas matka
Lecz to tylko pozornie lepszy swiat, wielka
stracencow klatka
Nie ma z niej wyjscia, nie ma ucieczki, nie
ma jutra, jest tylko dzis
Dopuki ktos nie pomorze, nie poda nam reki,
nie pozwoli nam znowu snic....
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.