Bol i lzy
Smiech na widok lez moich.
Radosc z mojej rozpaczy.
Miast przytulic,przygarnac do siebie,
chlod w oczach. I niemy krzyk....
Zejdz sprzed mych oczu,
niech cie juz nie zobacze.
Potem piesc uniesiona do gory.
Szarpniecie...Bol...Cisza...Trwoga.
Za ma milosc - lzy goryczy i kpiny.
Za szacunek - wyzwiska i drwiny.
Matko moja...i Ty Panna nad Pannami
Chron nas od zlego - i modl sie za
nami.
Na nic slowa - czemu,dlaczego?.
Co znow sie dzieje miedzy nami.
Wczoraj - radosc i czulosc.
Dzis nienawisc - miedzy epitetami.
Serce bije na alarm zlowrogo...Stop!
Nie zostawiaj nas Jezu - badz z nami!
Smutek rwie dusze na strzepy.
Mysli skolatane z nerwami.
Ja juz tak dluzej nie moge.
Nie potrafie zyc wspomnieniami.
Bol i cierpienie mam wypisane na
twarzy.
Boje sie kazdej chwili,w ktorej sie cos
wydarzy.
Smiech na widok lez moich.
Radosc z mojej rozpaczy.
Skad tyle zla w tobie czlowieku.
Dlaczego tym zlem sie otaczasz?
Boze nasz - ratuj matke z sierota....
Ulituj sie nad nasza golgota.
16.03.2004 czarnulka1953
Komentarze (4)
Znam takie sytuacje,wspolczuje
Wiersz bardzo smutny. Nie rozumiem jak można śmiać się
z czyichś łez. Byłoby znacznie czytelniej gdybyś
używała polskich znaków. Pozdrawiam
Ja tylko tyle Ci powiem Peelko - trzymaj się, choćby
powietrza, jeśli dawać rady sobie nie będziesz -
pamiętaj, są instytucje od spraw takich.
wstrząsający wiersz, a w nim opisana głęboka patologia
w rodzinie... tak mi smutno, że aż brak słów