Wiersze SERWIS MIŁOŚNIKÓW POEZJI GRUPA AUTORÓW BEJ

logowanie
Zaloguj
Nie pamiętasz hasła?
Szukaj

Czemu?

dla tych co stracili nadzieje...

Czas…nie jest ważny w tej historii…
Miejsce…podobnie jak czas…
Historia ta bowiem ma miejsce wszędzie i nigdzie…
Trochę dalej lub trochę bliżej Was…
W bardziej lub mnie banalnych kręgach ludzkiej egzystencji…
Załóżmy więc że to była środa…
Drogi okryte puchową kołdra na pozór komponowały się z krainą…
Był mroźny ponury dzień a świat okrywał mrok…
Nawet księżyc zdawał się ukrywać swój blask…
Dotychczas głośne i nie przyjemne dźwięki pozostawały w ukryciu…
Jedyne co można było usłyszeć to podmuch zbłąkanego wiatru…
Zabłądził jak zwykle na końcu świata…
Tu bowiem zaczynał i kończył się świat dwóch rodzin…
Tak różnych od siebie chodź tak podobnych…
Z pozoru nie różnili się niczym jak każdy napotkany przechodzień…
Którego mijasz tak zaciekle…nie widząc w nim nic szczególnego…
Są jednak rzeczy których oko ludzkie nie dostrzega…
Było to niewielkie miasteczko jak inaczej można nazwać…
Kilka domów na odludziu…
Po dwóch przeciwnych stronach działa się owa historia owych nocy…
Gdy zegar wybił północ rozległo się pukanie do drzwi…
Wielkie dębowe drzwi rzeźbiły niewypowiedziane zdobienia…
Lecz były one tylko częścią ogromnego domu bogatego gospodarza…
Dom ów widać było w całej okolicy…
Nie bez powodu krążyły o nim różne opowieści…
Po dłuższej chwili drgnęła zimna klamka w zimnym domu zimnego gospodarza…
W ponurym zakątku świata dały się słyszeć jedynie jego słowa…”czego?”
Zziębnięty i zrezygnowany człowiek wydobył z siebie jakieś dźwięki…
Prosił o kawałek suchego chleba i schronienie w piwnicy dla siebie i towarzysza…
Zdawało by się tak niewiele…
Lecz zimne serce bogatego gospodarza dawno już umarło…
Drzwi zamknęły się jeszcze szybciej niż otworzyły…
Usłyszawszy jakieś głosy kuchenne drzwi otworzyła służąca…
Widząc głodnych i zmarzniętych wędrowców wpuściła ich do piwnicy…
Mroczna i ponura piwnica z dziurawymi ścianami okazała się schronieniem…
Ukradkiem skradła resztki ze stołu państwa i zaniosła zbłąkanym utrapieńcom…
Zegar wybił pierwszą…gdy jeden z nich postanowił ułożyć się do snu…
Ku jego zdziwieniu nad ranem ściana była załatana…
Nie odzywając się ani słowem do siebie wyszli przez kuchnie…
Ich podróż nie dobiegła jednak końca…
Następnej nocy zawitali bowiem na przeciwny kraniec miasteczka…
Stała tam uboga chata ubogiej rodziny…
Dziurawy dach i okna których praktycznie nie było…
Jakby się mogło zdawać nie były ich największym strapieniem…
Żona gospodarza od dawna bowiem chorowała i nie czuła się ostatnio najlepiej…
W głębi ubogiej izby nagle zdało się słyszeć pukanie…
Gospodarz zmęczonym i powolnym krokiem podążył ku drzwiom..
Wędrowiec nie zdążył odezwać się ani słowem…
Silne choć spracowane ręce wciągnęły go do izby…
Niewiele mamy wyszeptała kobieta ale zapraszamy na strawę i nocleg…
Skromnie zastawiony stół przy którym siedziała drobna przygarbiona kobieta…
Oraz cztery krzesła i pożółkłe mebelki to wszystko na co było ich stać…
Dom okrywała dziwna aura…gospodarze grzali się częściej swymi sercami niż…
Piecem który od dawna nie widział drewna…
Gdy wszyscy zasiedli przy stole kobieta odmówiła modlitwę po czym zaczęli jeść…
Po posiłku wędrowcy usnęli na wcześniej przygotowanych posłaniach…
Lecz i tej nocy coś się stało…
Gospodarze stracili bowiem jedyną krowę jaką mieli…
Smutek okrył ich serca gdy ujrzeli ją martwą nad ranem…
I tym razem wędrowcy nie odzywając się do siebie ani słowem opuścili dom…
Po krótkiej wędrówce jeden z nich trapiony myślami nie wytrzymał…
Czemu załatałeś dziurę w piwnicy gospodarza o tak zimnym sercu…
Przecież gdy byliśmy w potrzebie odtrącił Nas i wygonił…
Nie wyciągnął do Nas ręki a Ty mu pomogłeś…
Czemu zabrałeś krowę jedynym ludziom którzy Nas przygarnęli …
Jedliśmy z nimi, spaliśmy z nimi…podzielili się z Nami wszystkim co mieli…
A Ty zabrałeś im coś tak im potrzebnego…
To nie jest tak mój przyjacielu…nic nie dzieje się bez powodu…
Owy gospodarz którego serce zimniejsze było od piwnicy w której nocowaliśmy…
Znaleźć miał dzień później w szczelinie skarb dawno tam ukryty…
Na kobietę zaś której szczere i ciepłe serce Nas powitało…
Czekał już dawno Anioł Śmierci i owej nocy miał ją do siebie zabrać…


Historię tą opowiedziała mi moja przyjaciółka a ja przekazuje ją Wam abyście spróbowali choć znaleźć promyk nadziei w beznadziejnych z pozoru sytuacjach…

autor

drast

Dodano: 2005-01-25 20:09:22
Ten wiersz przeczytano 925 razy
Oddanych głosów: 8
Rodzaj Bez rymów Klimat Melancholijny Tematyka Życie
Aby zagłosować zaloguj się w serwisie
zaloguj się aby dodać komentarz »

Komentarze (0)

Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.

Dodaj swój wiersz

Ostatnie komentarze

Wiersze znanych

Adam Mickiewicz Franciszek Karpiński
Juliusz Słowacki Wisława Szymborska
Leopold Staff Konstanty Ildefons Gałczyński
Adam Asnyk Krzysztof Kamil Baczyński
Halina Poświatowska Jan Lechoń
Tadeusz Borowski Jan Brzechwa
Czesław Miłosz Kazimierz Przerwa-Tetmajer

więcej »

Autorzy na topie

kazap

anna

AMOR1988

Ola

aTOMash

Bella Jagódka


więcej »