Czemu?
dla tych co stracili nadzieje...
Czas…nie jest ważny w tej
historii…
Miejsce…podobnie jak czas…
Historia ta bowiem ma miejsce wszędzie i
nigdzie…
Trochę dalej lub trochę bliżej
Was…
W bardziej lub mnie banalnych kręgach
ludzkiej egzystencji…
Załóżmy więc że to była środa…
Drogi okryte puchową kołdra na pozór
komponowały się z krainą…
Był mroźny ponury dzień a świat okrywał
mrok…
Nawet księżyc zdawał się ukrywać swój
blask…
Dotychczas głośne i nie przyjemne dźwięki
pozostawały w ukryciu…
Jedyne co można było usłyszeć to podmuch
zbłąkanego wiatru…
Zabłądził jak zwykle na końcu
świata…
Tu bowiem zaczynał i kończył się świat
dwóch rodzin…
Tak różnych od siebie chodź tak
podobnych…
Z pozoru nie różnili się niczym jak każdy
napotkany przechodzień…
Którego mijasz tak zaciekle…nie
widząc w nim nic szczególnego…
Są jednak rzeczy których oko ludzkie nie
dostrzega…
Było to niewielkie miasteczko jak inaczej
można nazwać…
Kilka domów na odludziu…
Po dwóch przeciwnych stronach działa się
owa historia owych nocy…
Gdy zegar wybił północ rozległo się pukanie
do drzwi…
Wielkie dębowe drzwi rzeźbiły
niewypowiedziane zdobienia…
Lecz były one tylko częścią ogromnego domu
bogatego gospodarza…
Dom ów widać było w całej okolicy…
Nie bez powodu krążyły o nim różne
opowieści…
Po dłuższej chwili drgnęła zimna klamka w
zimnym domu zimnego gospodarza…
W ponurym zakątku świata dały się słyszeć
jedynie jego
słowa…”czego?”
Zziębnięty i zrezygnowany człowiek wydobył
z siebie jakieś dźwięki…
Prosił o kawałek suchego chleba i
schronienie w piwnicy dla siebie i
towarzysza…
Zdawało by się tak niewiele…
Lecz zimne serce bogatego gospodarza dawno
już umarło…
Drzwi zamknęły się jeszcze szybciej niż
otworzyły…
Usłyszawszy jakieś głosy kuchenne drzwi
otworzyła służąca…
Widząc głodnych i zmarzniętych wędrowców
wpuściła ich do piwnicy…
Mroczna i ponura piwnica z dziurawymi
ścianami okazała się schronieniem…
Ukradkiem skradła resztki ze stołu państwa
i zaniosła zbłąkanym utrapieńcom…
Zegar wybił pierwszą…gdy jeden z nich
postanowił ułożyć się do snu…
Ku jego zdziwieniu nad ranem ściana była
załatana…
Nie odzywając się ani słowem do siebie
wyszli przez kuchnie…
Ich podróż nie dobiegła jednak
końca…
Następnej nocy zawitali bowiem na przeciwny
kraniec miasteczka…
Stała tam uboga chata ubogiej
rodziny…
Dziurawy dach i okna których praktycznie
nie było…
Jakby się mogło zdawać nie były ich
największym strapieniem…
Żona gospodarza od dawna bowiem chorowała i
nie czuła się ostatnio najlepiej…
W głębi ubogiej izby nagle zdało się
słyszeć pukanie…
Gospodarz zmęczonym i powolnym krokiem
podążył ku drzwiom..
Wędrowiec nie zdążył odezwać się ani
słowem…
Silne choć spracowane ręce wciągnęły go do
izby…
Niewiele mamy wyszeptała kobieta ale
zapraszamy na strawę i nocleg…
Skromnie zastawiony stół przy którym
siedziała drobna przygarbiona
kobieta…
Oraz cztery krzesła i pożółkłe mebelki to
wszystko na co było ich stać…
Dom okrywała dziwna aura…gospodarze
grzali się częściej swymi sercami
niż…
Piecem który od dawna nie widział
drewna…
Gdy wszyscy zasiedli przy stole kobieta
odmówiła modlitwę po czym zaczęli
jeść…
Po posiłku wędrowcy usnęli na wcześniej
przygotowanych posłaniach…
Lecz i tej nocy coś się stało…
Gospodarze stracili bowiem jedyną krowę
jaką mieli…
Smutek okrył ich serca gdy ujrzeli ją
martwą nad ranem…
I tym razem wędrowcy nie odzywając się do
siebie ani słowem opuścili dom…
Po krótkiej wędrówce jeden z nich trapiony
myślami nie wytrzymał…
Czemu załatałeś dziurę w piwnicy gospodarza
o tak zimnym sercu…
Przecież gdy byliśmy w potrzebie odtrącił
Nas i wygonił…
Nie wyciągnął do Nas ręki a Ty mu
pomogłeś…
Czemu zabrałeś krowę jedynym ludziom którzy
Nas przygarnęli …
Jedliśmy z nimi, spaliśmy z
nimi…podzielili się z Nami wszystkim
co mieli…
A Ty zabrałeś im coś tak im
potrzebnego…
To nie jest tak mój przyjacielu…nic
nie dzieje się bez powodu…
Owy gospodarz którego serce zimniejsze było
od piwnicy w której nocowaliśmy…
Znaleźć miał dzień później w szczelinie
skarb dawno tam ukryty…
Na kobietę zaś której szczere i ciepłe
serce Nas powitało…
Czekał już dawno Anioł Śmierci i owej nocy
miał ją do siebie zabrać…
Historię tą opowiedziała mi moja
przyjaciółka a ja przekazuje ją Wam abyście
spróbowali choć znaleźć promyk nadziei w
beznadziejnych z pozoru sytuacjach…
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.