Dzięki opatrzności
Sygnał erki zamilkł przed szpitalem,
miała szczęście, wróciła świadomość.
Przykuta do łóżka na kilka miesięcy,
ze wzrokiem błądzącym po suficie,
nadziei na normalność nie utraciła,
choć koszmar powracał każdej nocy;
raptowny skręt, tuż przed drzewem,
pobocze, klakson, krzyk, ból i krew.
...
Tamtego dnia nie wymaże z pamięci,
świadoma, że życie zawisło na włosku,
każdy kolejny ranek uśmiechem wita,
dziękuje Bogu za powrót do zdrowia.
Komentarze (87)
Witaj Wandziu,
Czasami musi wydarzyć się coś strasznego, żeby
człowiek zdał sobie sprawę z tego, jak kruche jest
nasze życie i jak niewiele trzeba, żeby je utracić.
Piękny i życiowy wiersz. Pozdrawiam Cię serdecznie i
dziękuję, za kolejny sympatyczny komentarz:)
Ps. Coś mi się kochana wydaje, że niedokładnie
przeczytałaś tę moją trzecią cześć, ha, ha.
Nadmieniłam tam, że chodzi o kościół luterański - w
tym wyznaniu, księża się żenią. Poza tym, ja tylko
streściłam piękny film, w którym to widać od samego
początku, że między Miriam a księdzem zaiskrzyło.
Można tylko się domyślać, że jak odwiedził tę kobietę
raz jeszcze w tym samym dniu, to pewnie było to coś
poważnego, co ich połączyło na zawsze. Obejrzyj film -
polecam:)
dzięki Oksanko za wgląd :))
Dziewczyna żyje tu i teraz. Bardzo wymowny Twój wiersz
Wenuś, brdzo!
Serdeczności buziakowe:-))
Marianno, Xeniu, dziękuję za wgląd do wiersza :))
Śmierć przynosi ulgę w chorobie,mnie też zajrzała w
oczy a żyję już 27 lat. Pozdrawiam serdecznie z
uśmiechem.
to prawda jak kruche jest nasze życie jedna chwila i
można je stracić - tu dobrze się skończyło dzięki
Bogu:-)
pozdrawiam:-)
zdarzyło się
Mnie zdarzyło raz odpłynąć anestezjologowi... jak
widać nieudolnie ;)
Śmierć jest lekka. Tylko chwila przed zgonem jest
straszna.Przeżyłem.Wiem...
Z życia wzięte.
Miłego wieczoru :)
Bardzo ładny, życiowy wiersz! Pozdrawiam!
Witaj Weno. Ja ,co prawda, też niczego nie
rozjechałam, ale samochód rozwaliłam w mak. Jechałam z
córką. Miałam dużo szczęścia, bo ucierpiał tylko
samochód, my nie. Ale w tamtej chwili zrozumiałam, jak
kruche jest nasze życie.
Zdrowia peelce życzę.
Miłej niedzieli :)
Mario, witaj w klubie szczęściarzy. Ja miałam to
szczęście, że przez trzydzieści lat siedzenia za
kierownicą nawet kury nie przejechałam, ale kiedyś na
stole operacyjnym udało mi się uciec śmierci spod
kosy.
Dziękuję za przeczytanie i ciekawy komentarz.
Podobne szczęścia w nieszczęściu dane nam było,
ja w roku 1980 3 obroty w powietrzu pod Trojanami
i w rolę świeżo zaoraną bęc.
Z samochodu harmonijka, a nam - póki co, do tej pory
nie stawiają świec.
Na własnych nogach oboje do domu weszliśmy, tak więc
wiem co znaczy
stracić władzę nad kierownicą.
życie jest jak bańka mydlana zbyt szybko przemija
serdeczności:)