dzień czwarty
z cyklu "tydzień z panią J."
była cudownie dyskretna
obudziła mnie dopiero koło południa
gdy wszyscy byli w kościele
słońce właśnie przebijało się przez
poduszki
i wiatr przyniósł wspomnienie z rozgrzanych
desek tarasu
krzątała się w ogrodzie
a gdy mnie ujrzała
liść upadł do jej stóp
- szkoda - powiedziała
i pomyślałem o samotnej nocy
westchnęła
a jej oddech poruszył wnętrze
wybiegłem
liście niecierpliwie szeptały
gdy gnałem w kierunku warzywniaka
przywitała mnie chłodno
lekko zachmurzona
na policzku uwięzła jej kropla
skruszony
wyciągnąłem ręce pełne kalafiorów
na obiad była ogórkowa
a kalafiory pięknie wyglądały w wazonie
Komentarze (7)
Zwyczajnie i dobrze.
Te słowa mnie wzruszyły , miód dla uszów.
witaj, ciekawy wiersz, znakomity refleks,
w sumie bardzo miło. pozdrawam.
fajne- i bez zbędnego patosu.
nie było łatwo, ale za to jak ciekawie :-)
Bardzo fajne zakończenie wiersza... Z podziwem daję+!
"...skruszony
wyciągnąłem ręce pełne kalafiorów
na obiad była ogórkowa
a kalafiory pięknie wyglądały w wazonie..." Jest w
Twoich wierszach cos, co mnie urzeklo...:)