fortepian
Stary fortepian stoi w pokoju,
zniszczony, drewniany, brzydki.
Za oknem słychać jesienny śpiew,
a fortepian uparcie milczy.
Milczy głodny jej rąk,
ich lekkiego muśnięcia,
które wydobywało z niego
muzyki najwrażliwsze chlipnięcia.
Jej rąk, które nie powrócą,
które już nim nigdy nie zanucą,
nie będą więcej nad nim drgać,
wypalać plam na sercach,
wygaszać ciszy smugi,
kołysać, wymyślać, pieścić
i jego klawiszy trudzić.
Stary fortepian stoi w pokoju,
zmartwiony, jego kolor łuszczy czas,
kurz demoluje dzwięków czar.
Za oknem słychać szum jesiennego wiatru,
co szarpie
i za powietrzem ugania się uparcie,
a fortepian milczy,
jakby ktoś mu kazał tak starzeć się
w samotności bez cienia skarg i
wątpliwości.
Milczy tęskniąc do jej dłoni,
ich bieli krzyształowej,
do jej palców smukłych,
co potrafiły wyłowić jego charakter
trudny.
Pod zimią teraz Pan Bog każe jej grać,
w drewnianej trumnie trupom
maluje muzyki czar.
Nieraz zamknie tylko oczy
i przypomni sobie ten fortepian stary,
co w pokoju stał
i jej ręką najśliczniejszą muzykę tkał
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.