Gdy liście spadną
Mówiłeś, "dziecko, już zdrowieję
mam siłę dębu z chwiejnym liściem,
nie dam się strącić, w nicość przenieść.
Jeszcze nie pora, jeszcze błysnę
złotem w koronie tej jesieni".
A dni płynęły wolniej, zimniej,
aż strzałą świt pień dębu przebił,
liście się stały rdzawe, inne,
ich blaszki pokurczone suche
jak w smutnym wieńcu. Później w bieli
głos dębu zamilkł i wraz z duchem,
frunął do nieba w beznadziei
nad jeziorami na Mazurach.
A światem płynął zimy przyśpiew,
w gałęziach dębu wicher hulał
i nie natrafiał już na liście.
Komentarze (77)
przeszłość bywa często bardzo bolesna
Wzruszyłaś wierszem...