Jedno z siedmiu oblicz miłości
Pierwsze oblicze Kochasz,a ranisz.
Me nozdrza nęcił słodki zapach.
Idąc jak tańczy motyl na wietrze
odnalazłam szczęście
w nieszczęsciu schowany był sens,
który zrozumiałam z pierwszymi słowami
gorzkiej czekolady.
Lecz nie wtedy było za późno,
bo cóż puste,hebanowe słowa Twe
znaczyły?
Gdy byłam jak mgła w budzącym się
porcie,
jak deszcz co kiedyś spaść musi.
Jak byłam dowodem,
dowodem na kłamstwo,
bo kim jest ta dziewczyna w lustrze,co
kłamstwo w usta mi włożyła?
Kazała się uśmiechać gdy łzy oczy samotne
roniły.
Biła w twarz gdy nos ziemi dotykał.
Dawała sercu nadzieję,gdy śniegu tej zimy
nie było.
Lecz serce czas zagłuszył szybkim
tykaniem.
Przy północy dwunastej rozum oczy
otworzył.
Przerwał błękitną nić naiwności.
'Co Cię nie zabije to wzmocni",
a słowo Kocham zostało już wytarte od
używalności.
Bo same słowa nic nie znaczą,
gdy jestem odbiciem Twojego uśmiechu...
Kiedy pada słowo kocham Cię.Nie zawsze jest ono szczere. Z miłością jak z winem...Czym dłużej się do miłości dojrzewa,tym lepiej później smakuje.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.