Kilka sekund przed śmiercią Nocy
Zrozpaczone ptaki uciekły w spokój swoich
gniazd
Kilka się spóźniło i umarło wchłonięte
przez mrok
Znałem je tylko chwilę, lecz ogarnął mnie
żal
Osierociły tysiące nie nauczonych latać
piskląt
Błędnie nazwaliśmy ciemnością światło
Nauczyliśmy się żyć w blasku setek słońc
Utraciliśmy wzrok, ale było nam tak
ciepło
Płonęliśmy ogniem podsycanym stosem
kłamstw
Ktoś nieznany nam podarował kilka nazw
Podpisując swe dzieło mianem "bóg"
Uwierzyliśmy mu bez słów, dumni władcy
nazw
Sprzedaliśmy puste mieszkania umysłów za
kilka słów
Obserwowałem rzesze twarzy zatartych przez
skazy
Nie obliczalnych błędów zmarnowanych
szans
Pełne bólu i światła obrazy przekupnych
malarzy
Których ja nie mogłem znać
Wyschły już wszystkie łzy, przelane za
wiarę
Nigdy więcej nie zapłaczemy ponad miarę
Zasiali ziarna obłędu teraz zbierają
plony
Kilka sekund przed śmiercią nocy
Nauczyłem kilka ptaków gwiezdnego lotu
Otwierając im klatki samotnych więzień
mas
Odpłacili mi niszcząc świątynie mojego domu
Które wybudowałem słowem w ich snach
Gdy umierali, martwa cisza ogarnęła cały
świat
Wypisali krwią moje słowa na swych
czołach
Krzyczeli moje imię w szczątkach płonących
miast
Ich pióra zaścieliły błoto i piach
I nikt nie będzie ich imion znał...
A jeśli skoczę z nimi i uderzę o dno
Czy rozsypię się w proch?...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.