Kruche ziarno spelnienia
Schodami do szczytu spełnienia
Chcę dotknąć i poczuć swego pragnienia
Coś w duszy krzyczy, z nie spokojem
oczekuje
Życie w przyciemnianych barwach mi
maluje
Samotna noc z pustką dnia się łączy
Uśmiech z wyczerpanej twarzy nieustannie
sączy
Bładze ciągle pośród wyblakłych kwiatów
Jako włóczęga pomiędzy zawziętością
światów
Bezmiar marzeń zakopanych w ogrodzie
ukrytym
Nie umiem się pocieszyć skarbem już
zdobytym
Czuję głód serce nie zaznało sytości
Schowana w kąt, odczułam za dużo
skromności
Pochylam głowę nad faktami bezlitosnymi
Do mety swych planów docieram krokami
drobnymi
Czerpiąca z żywota siłę, zanikająca
niewinność
Za wiele nieusprawiedliwionych kłamstw,
zbyt natężona dziecinność
Nie potrafię się wznieść ponad ziemi
kresem
Łzy i beznadziejne troski, zabijającym mnie
stresem
Nachalna nienawiść przerywa sen spokojny
Z bezwzględnością nie chcę znów zaczynać
wojny!
Muszę nieprzerwanie kroczyć po drodze
utulonej w resztkach nadziei
Omijając nieznośne spojrzenia pogrążone w
brudnej zawiei
Wieczny cień księżyca pada na zmęczone
wspomnienie
Próbuję skryć je, zniszczyć, zatopić w
zapomnienie...
Nie umiem odnaleźć się w otaczającej
ciemności
Powodem może być brak potrzebnej do
istnienia miłości
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.