Liście
Pamiętam jak myliłem spadające liście
Z przemoczonymi skrzydłami aniołów.
Zadzierałem głowę tak wysoko jak tylko
mogłem,
A one (te liście!) uderzały mnie w nos i
Delikatnym pacnięciem ściągały na twardą
Chmurę rzeczywistości.
Wtedy miały zapach zapomnienia, a gdy
Pękały na wargach, czuło się soczystą
pewność,
Że upadek nie musi boleć...Wystarczy
odpowiednio
Pięknie zatańczyć, zanim asfalt zabierze
nam
Resztki tchu.
Kochałem ich smutną, melancholijną
zieleń.
Często czułem wilgoć pod powiekami, gdy
ta
Zieleń szeptała mi do ucha, że ona tu
Tylko na moment...Że już ją widziałem i
Może spokojnie zginąć w przezorności
Spojrzeń dorosłych. Ognista miedź, która
Wybijała rytm kroków jesieni, zawsze
Parzyła moje źrenice lekkim, prawie
niezauważalnym
niepokojem, że zakocham się w niej, tylko
po to,
By utonąć razem z nią w bieli
pozapominanych spraw.
Dzisiaj coraz rzadziej wyglądam za okno,
A one nie czekają już by opaść na mój
Przemarznięty nos. I tylko długimi
wieczorami
Marzę by chociaż jeden prześlizgnął się
Po rozpalonej szybie przemyślanych spraw
I dokonanych wyborów.
Marzę...
Komentarze (1)
Piękny romantyczny i bardzo wrażliwym sercem napisany
wiersz Zachwyciłam się czystym tak pięknym
spojrzeniem na świat Myślę że liść niejeden marzenie
spadnie u Twoich stóp na pewno bo są pragnienia,
Wiersz jest bardzo dobry Czekam na następne W tej
poezji jest iskra Na tak! pozdrawiam :)