Mój portret...
jak pokręcone drzewo sosny
niby pień silny, lecz me gałęzie
splatają wątki smutne i sprośne
a w nich te ptaki na uwięzi
samotne, wolne
w małych wydmuszkach
żywot swój lepią wiosną miłosną
później orkiestrą pod gołym niebem
symfonię muzyk odmierza głośną
życie tu tętni
bo każdy dotyk gałązek sosny
ożywia duchy czasu ciemnego
które tu na nich przysiadają
i o tęsknocie swojej szeptają
tylko bezgwiezdną nocą
*************
na glebie twardej, czy też piaszczystej
wrastam powoli w skorupę ziemi
i swe marzenia w swej duszy czystej
zakrywam chmurami postrzępionymi
a może w tej bieli wykrwawionymi?
Słońce mym bratem, ptaki- jaskółki
i ta brzoza, co posiwiała
jest ugłaskana moimi dłońmi
taki jej dar ofiarowałam
może za mały?
kwiaty przeróżne pod parasolem
wtulają troski, barwy tęsknoty
cały widnokrąg w tym szczerym polu
duszy wołania na potem
czasami smutna i też radosna
w burzy i słońcu
nocą, i za dnia
to cała ja
na pewno! Ja…
wyruszam w świat
każdego dnia…
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.