Moja dzielnica
kwadraty chodników popękane
jak uczucia kołyszą śpieszne
cienie ludzkich myśli
zawarta w wyciągniętej dłoni
rzeczywistość bębni metalicznie
w kubku pod kościołem
jeszcze jeden frajer dołożył się do
bełta
będzie co postawić na stole
kratą dni okrytym
po spękanej skórze kamienic
wędrują wszystkie języki świata
dorożkarz zakonserwowany zdjęciami
sprzed wielu wojen
zasnął w oparach własnego nosa
batem po plecach obudzi go mróz
w kolejce do portfeli oświetlone
pragnieniem
stoją na wystawach wszystkie paranoje
nie patrz, w malowanych oczach odczytasz
tylko swoje miejsce
nawet neon wypełnia twarze pogardą
krzyk pod knajpą przeciął noc
znów ktoś wylewa życie na śnieg
może zdąży narysować pożegnany
list palcem w błocie
zgasło okno powyżej zasunęły
zasłony wszelkie nadzieje
za ścianą matka wypluwa zęby
w czerwoną miłości miskę
od jutra już nie będzie kochać
nie zatańczy z pięściami kankana
palce zacisną do krwi drewnianą rękojeść
wyprowadzi się wreszcie z tej
dzielnicy gdzie łez kałuże już dawno
nie odbijają gwiazd
a potem list napisze do dzieci
stęskniony
zostawionych bez prawa rodzicielstwa
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.