Nadzieja
Kap, kap, kap...
Ogień z początku nie wydawał się groźny.
Lecz łuna rozświetliła noc.
W dzikim pędzie biega po dachach.
Szaleństwa nie da się zatrzymać.
Kap, kap, kap...
Kap, kap, kap...
Poparzyłem sobie oczy patrząc na błysk.
Chwila triumfu jest tego warta.
Nigdy już nic nie zobaczę.
Pamiętam jednak burzę.
Kap, kap, kap...
Kap, kap, kap...
Oni mieli nadzieję, że to deszcz.
Że przyjdzie i ugasi płomień.
Ja wiem, ja słyszę, że to nie krople.
To upadają głowy pod toporami katów.
Kap, kap, kap...
Komentarze (1)
a podobno coś Ci ostatnio wiersze nie szły... bzdura +