O najsłynniejszym preludium
Wiatr kołysze monotonią,
kot się mości na kanapie,
o parapet krople dzwonią:
deszcz, melodia, nuty, papier
W dźwiękach ją przed laty zamknął
sam Fryderyk długopalcy,
aby czarno-białą gamą
rozespaną senność niańczyć.
Wzrok zatopił w deszczu strugach,
siadł przy starym fortepianie.
Kot do wtóru cicho mruczał,
zasypiając na kolanie.
Frycek w Des-dur spisał, wiecie?
Dziś czy w maju, czy też w grudniu,
w rynnach i na parapecie,
deszcz niezmiennie gra preludium.
Komentarze (101)
Fajny kot :o)
Wiersz też całkiem, całkiem.
Podoba.
Ładny, klimatyczny wiersz,
z jego niańczoną rozespaną
sennością, super fraza :)
Pozdrawiam Dorotko:)
Piękna to muzyka :)
Vick Thor, preludium c-moll, op. 28 nr 20 jest
miniaturą trwającą minutę z kawałkiem, myślę, że coś
pomyliłeś mówiąc o najczęściej granym preludium, a
"Marsz żałobny" nie jest z op. 28 tylko z Sonaty
b-moll, op. 35
czyli op.28 no XX "Marsz żałobny"
sorki, w 4 i 5, nie 3:)
najsłynniejsze? - à peine!Je donne la parole;
najczęściej granym preludium Chopina jest c-moll!
ladnie Dorotko, tylko akcenty w 3, 4 i przedostatnim
wersie padly, jak na moje ucho, ale ty jestes
chorzystka... na pewno solistka:)
Jest to utwór szczególny dla mnie, również dlatego, że
potrafię go zagrać:
Fryderyk Chopin, Preludium Deszczowe Des-dur op. 28 nr
15, z cykl 24 Preludiów 1838-1839.
15 grudnia 1838 roku Chopin, George Sand i jej dzieci
wraz z pokojówką Amelią przyjechali do Valldemossy na
Majorce. Zamieszkali w celach opuszczonego klasztoru
kartuzów, w bardzo surowych warunkach. Pisał o tym w
liście do Juliana Fontany z 28 XII 1838: „między
skałami i morzem opuszczony, ogromny klasztor
kartuzów, gdzie w jednej celi [...] możesz sobie mnie
wystawić nieufryzowanego, bez białych rękawiczek,
bladego jak zawsze. Cela ma formę trumny wysokiej,
sklepienie ogromne, zakurzone, okno małe, przed oknem
pomarańcze, palmy, cyprysy; naprzeciw okna moje łóżko
na pasach...Słowem, piszę Ci z dziwnego miejsca".
Pomimo egzotycznego piękna Majorki, Chopin przechodził
długie okresy zwątpienia i depresji, związane z
chorobą i jej nieuleczalnym charakterem, którego był
świadomy. Ten stan pogłębiał jeszcze brak wiadomości z
Polski, obawa o bliskich i tęsknota za krajem, tym
bardziej, że był to okres wigilii. Sroga zima na
przełomie 1838 i 1839 roku z mgłami, burzami i zimnem
zmuszała konpozytora do pozostawania wewnątrz
opustoszałego, osobliwego klasztoru, rozbrzmiewającego
wyciem lodowatego wiatru w ponurych korytarzach. Na
rozstrojonym, złej jakości pianinie majorkańskim
powstawały najsłynniejsze jego dzieła, również
Preludium Deszczowe.
Piękny wiersz, edukacyjny.
Pozdrawiam
Warto się czasem wsłuchać, i w to deszczowe i w
fortepianowe:)
Pięknie o deszczowym preludium.
Tak to prawda teraz deszcz mamy cały rok na okrągło.
Pozdrawiam serdecznie.