Niebieskość jego koszuli...
Biel mojej skóry jak płótno malarza czeka
na dotyk
dłoni jak na muśniecie pędzla.
Płomyki świec dogasają, wina zabrakło.
To nie Kana Galilejska, wino się nie
rozmnoży,
podobnie jak uczucie, którego już nie
ma...
Krew zaplamiła pościel, a ty zaraz po
tym
uciekłeś jak oparzony do niej.
Ja oddałam za dużo,
siebie całą.
Teraz jest mi z tym źle,
pustka wokół...
.
autor
GiNna
Dodano: 2007-06-27 18:40:17
Ten wiersz przeczytano 767 razy
Oddanych głosów: 1
Aby zagłosować zaloguj się w serwisie
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.