Niepewność listopadowa
świece na ołtarzach sztywnieją i gasną
Wiatr zatacza kręgi kluczem ptaków w
górze
O sobie zapomnieć mam i rzucić własną
przyszłość gdzieś na ziemię, gdziekolwiek
przy jutrze.
Rdzawe pióropusze: drzew, czerwonych
twarzy
Do wrót się cmentarzy zbliżają i krypt
Oskalpować zmarłych chcą i ciała zażyć
Rozłożyć do liści i wejść sobą w nich.
Żeby Bóg, Nasz Ojciec, zdążył dotrzeć na
czas
Nim ostatnia padnie w ust szańcu
modlitwa
nim ostatnia gałąź wyssie przodków zapas
Nim z nas pozostanie ziarnko zasypane...
(a może?)
może las o wiośnie i kwiat co, rozkwita
to jest nasze niebo, nasze
zmartwychwstanie?
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.