Od nieba po samo dno
Wszystkim co nie chcąc zostać na dnie...
Szary smutny dzień zakradł się w życie
me...
Zamazuje kolorowe wspomnień karty...
Uważa za złe...
I cały urok na raz starty...
Było dobrze ale to minęło już...
Nie zostało przy mnie szczęście...
Przykrył je rozpaczy kurz...
Szczętnie zakrył wszelakie pragnienie...
Pozwolił zapomnieć serca marzenie
By móc zawładnąć...
Ale już nie człowiekiem...
Lecz w jego wrak umysłu wgarnąć...
Niczym żołnierz co szuka poklasku...
Co nie widzi już sensu...
Nie widzi już blasku...
Zarysowanego głęboko na dnie duszy podczas
zakazanego rejsu...
Ocieram delikatnie zapłakane oczy...
Ukrywam cichy szloch...
Nikt nie widzi i życie nadal się toczy...
A we mnie pali się nazbierany uczuć
proch...
To zdrada i strata najbliższych płomień
wznieciły....
To przez to oczy me płomyk radości
utraciły...
I strąciły na dno...
Tonę....
Nie umiem wypłynąć znów na brzeg...
Oglądam się w jedną i druga stronę...
Lecz zaplątałam się w smutków niewidzialną
sieć...
I serce me przykrył śnieg
A potem zasklepił całkiem się...
I powstał lód ale ja nie chcę go mieć...
Wiem że wystarczy odnaleźć prawdziwego
się...
Lecz nie mogę i światła mi brak...
Bezsilne ręce natrafiają na kolejny
bezduszny wrak...
A ja szukam o Szczęście Cię...
Proszę daj sercu memu choć najmniejszy
znak...
abym znalazła powrotną drogę...
której sama znaleźć przecież nie mogę...
Nie dam rady samotnie....
Potrzebuję pomocnej dłoni...
Inaczej życie me w okropne...
Piekło zamieni się i nigdy już
„słońca” nie dogoni....
Na wyciagnięcie rączek dwóch tafla rysuje
się...
Ale ja jedną mam nie dwie...
I znów błagam Cię...
O litość...
Bo to już tylko litość może być...
Nie przyjaźń...
I nie miłość ...
W obojętność zmieniła się serca złość...
I tylko w spokoju chce żyć...
Ale nie chcę się kryć...
Na zapomnianym bezsensownym dnie...
Nie chcę wolna być tylko we śnie...
Całą duszą pragnę swą...
Znaleźć siłę
Zerwać sznury z rąk...
Te okropne kajdany...
Które zaplątawszy się tak strasznie
głębokie zadają rany...
Że na zawsze pozostaną niezatarte piekące
ślady...
A serce zszywane tak wiele razy...
Nie daje goić się już rady...
Nie zapomina jakie zarazy
Niczym sztylety rozpalone zadawały ciosy...
Jeden za drugim I tak bez końca...
Tylko wrzask duszy i tęsknota gorąca...
Nic więcej...
Ale niech wszystko dzieje się prędzej...
Niech dzieje się mnie chwytając do
przeznaczenia kręgu....
Niech i ja będę w dziełach przyszłości
zasięgu...
Bo nie chcę zostać tu sama....
Chce doczekać kolejnego rana...
Opuścić dno i ciemności jego...
Wrócić do prawdziwie żyjących świata
upragnionego...
Tylko gdzie siły szukać...
Do czyich umysłu drzwi tym razem pukać...
Kogo o rade zbawienną prosić...
Do jakich ludzi się zgłosić...
Od kogo usłyszę „pomogę”
Kto wyciągnie dłoń...
Komu zaufać mogę...
Kto wreszcie spojrzy w toń...
Nauczyłam się na dnie będąc
Że tak jak kwiaty więdnąc
Wołają pomocy
O przetrwanie jak najwięcej nocy...
Tak i ja nie mam szans...
Pomoc nie nadejdzie....
Nadejdzie za to śmierci trans....
Bo i słońce przecież nocą nie wzejdzie
Nie zgasną gwiazdy też...
Dla mnie wyjątków nie będzie...
I taka prawda jest....
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.