Ostatni przystanek...
Dziwnie ciche miejsce,postaci sunace,
zgrzyt wozkow inwalidzkich, powietrze zbyt
spiace,
otwarte pokoje z lozkami dziwnymi-
w nich starcy bez glosu, z rekami
drzacymi...
Otwarte zrenice- do nikad patrzace,
nijakie twarze-marzenia wiednace,
podciete skrzydla- bez checi latania
na nic czekanie- swiatynia dumania...
Bol juz nie krzyczy- gaszony w pokorze,
ostatni oddech- wieczorem- byc moze,
bezradny mozg w posiwialej glowie
na zadne pytanie juz nie odpowie...
Czasem oczy patrzace-do krzyza na
scianie,
dlaczego?-krzyczy bez glosu pytanie
wszystko,co piekne na poczatku dales,
teraz zachlannie wszystko odebrales...
Czasem na drzwi niesmialo patrzy
-to jednak zbyt boli-za wiele znaczy...
dzieci czasu nie maja- prozne nadzieje-
moze jednak przyjada?...w nastepna
niedziele?
One sie skulily w purytanizm zly
-ojciec ma opieke,jedzenie i sny...
nic nie chca wiedziec o jego mece,
zapomnialy,ze ojciec ma tez jeszcze
serce...
Ci starcy wiedza jak czekanie boli-
prosza swego boga w swej ostatniej woli-
milosierny boze-pozwol juz ja miec
-zbawienna i dobra- w swych ramionach-
smierc...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.