Razem
Przyszedłeś zwyczajnie, bierzesz jak
swoje
Przylgnęłam, byłam niczyja.
W ramionach się tulę, szczęście wsiąkam
Przymieram, a może przemijam.
Zabierasz mnie na krawędzie szału
Gdzie dzika się przepaść otwiera,
Nie ma płaszczyzny pode mną żadnej
Świadomość się z kształtów rozwiera.
Tam nie ma oddechu i nie ma dźwięku
Tam światło się w zapach układa,
Wciąż jesteś ze mną, trzymasz mnie mocno
Już ogień się w popiół poskładał.
Jeszcze gorący, stygnie powoli
W odmętach zmysły się studzą,
Już nie ma krawędzi, wszystko jest
gładkie
Zobaczę, gdy znów się obudzą.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.