Rozmyślania
Wynurzyłem się z rodzinnej rzeki,
niczym prechistoryczna ryba zamieniająca
się w płaza.
Wielce od ryby odlegly,
lecz bez rzeki nie mogący się obejść.
Istotą swą od niej zależny,
w pośrodku oddalenia umiejscowiony.
Tęsknie w obie strony spoglądam,
wszelako decyzji powziąć nie mogę.
Raz wyszedwszy do tej samej wody
nie wrócę, zatem skazany jestem.
Z wybrzeża jedynie patrzeć mogę
na jej nurty i wiry, przenigdy
wciągniętym przez nie nie będąc.
Zatem błogosławionego zapomnienia
nie doznając, gdyż obserwatorem
jedynie jestem, postronnym.
Przekleństwo to na mą głowę
z własnego wybory padło,
przeto obwinić nie ma kogo.
Innością swą naznaczony,
z samotności usychający, nawet
myśl o ratunku porzuciwszy.
Z wolna, umieram, wysysając jak
pijawka cudze szczęście i radość,
nimi się karmiąc, w nie wpatrzony.
Samemu przenigdy ich nie doznając,
jedynie zazdrość i ból, i ciągłe
cierpienie jeszcze.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.