RYSY 2499
obudziły mnie w schronisku
na pryczy
pod wełnianym kocem
jakże ubogo
a duch mój zerwał się pierwszy
potem zlazło ciało
smuciły się mięśnie zakwasem
A ZA OKNEM!!!
CISZA GRANITOWYCH SKAŁ
CISZA WSCHODZĄCYCH MGIEŁ
SZAROZIELONY ZASZCZYT
usiadłam z kawą na kamieniu
powiew świeżości, apetyt
rozmowa z idącym na Gerlach
wreszcie nasz powrót na Rysy
szemranie strumyka i chrzęst pod stopami
złakniona nieba
spragniona słońca
nasycona...
BOŻE!
dziękuję...
schodzę łańcuchami
w czystość Czarnego, Morskiego
stawu pokoju
Monik@ uśmiechnij się...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.