Wiersze SERWIS MIŁOŚNIKÓW POEZJI GRUPA AUTORÓW BEJ

logowanie
Zaloguj
Nie pamiętasz hasła?
Szukaj

Sara - rozdział XIII i XIV


Witam Was kochani i życzę, radosnego i pogodnego dnia. Pewnie zastanawiacie się (choć może nie Wszyscy), dlaczego przestałam dodawać dalsze rozdziały. Złożyło się na to wiele czynników, a między innymi - stan zdrowia zarówno mój, jak i moich bliskich. Tak się jakoś złożyło, że choroba i zła passa, nie chcą się od nas odczepić. Ponadto nie wiem, czy jest sens prezentować dalsze części mojego opowiadania. Jednym się podoba (choć nie wiem ile w tym prawdy), zaś Niektórych bawi krytyka. Zdaję sobie sprawę, że to co piszę nie jest doskonałe i że czasem zmieniam czas z teraźniejszego na przeszły lub odwrotnie, ale czy to aż tak przeszkadza? Jestem tylko skromnym samoukiem, a i wiek robi swoje, a to co prezentuję jest po prostu moje. Przykro mi jednak, że Ktoś z Was, przyrównał moje opowiadanie do "Dna". Tak czy inaczej, postanowiłam dokończyć to co zaczęłam i życzę miłego czytania. Nie oczekuję komentarzy, bo i sama ich nie piszę (moje oczy odmawiają posłuszeństwa), ale może sporadycznie, coś sklecę:)


Rozdział XIII

Noc minęła bardzo szybko, po której nastał piękny i pogodny dzień. Choć pora jeszcze dość wczesna, słoneczny blask rozświetlił londyński poranek. Sara i Sławek już na nogach, aczkolwiek nie do końca wyspani i wypoczęci – czekało ich nie lada wyzwanie. Ciężko się odnaleźć w tak ogromnym mieście, a na dodatek w nie swoim kraju i z językową barierą. Jedyną pociechą byli znajomi, którzy od paru już lat mieszkali w Londynie i nosili się z zamiarem pobytu na stałe. To właśnie do nich kierowali pierwsze kroki, łudząc się że im pomogą. Państwo Kowalscy (bo tak się nazywali) nie zawiedli ich, a nawet zaproponowali pracę i dach nad głową. Sarze przypadło prowadzenie domu, zaś Sławkowi różnego rodzaju prace porządkowe – coś w rodzaju, złotej rączki. W dość dużym i pięknym domu, znalazło się dla nich małe mieszkanko na mansardzie, które przypadło im do gustu. Teraz pozostało tylko, zawrócić do miłej pani poznanej w samolocie i odebrać pozostawiony u niej bagaż. Można powiedzieć że pierwszy dzień na obczyźnie, wypadł bardzo pomyślnie. Kiedy wrócili już z walizkami, czekał na nich wystawny polski obiad, w równie doborowym towarzystwie. Po obiedzie pyszny deser, a następnie zwiedzanie Londynu. Pierwsze miejsce jakie zaplanowali zwiedzić to Pałac Buckingham, a następnie Tower Bridge, London Eye, Trafalgar Square i Soho. Na więcej nie starczyło już czasu a poza tym, zmęczenie wzięło górę. Sara ze Sławkiem bardzo zadowoleni, aczkolwiek do pełni szczęścia, brakowało im tylko ich małej córeczki. Niestety na razie musiało tak pozostać, aby jakoś zgromadzić oszczędności których pozbawił ich złodziej, okradający dom jeszcze w Polsce. Mijały dni i tygodnie ciężkiej pracy ale i finansowy efekt, dzięki hojności znajomych a zarazem pracodawców - mieszkanie za pół darmo a jedzenie gratis. Tak więc powodów do narzekania nie było, aczkolwiek tęsknota za dzieckiem, stawała się nie do zniesienia. Czasami w niedzielę, kiedy to mieli wolne od pracy, z rozrzewnieniem wspominali czas spędzony z Sandrusią i dziadkami - bardzo za tym tęsknili. Wymieniali swoje myśli i poglądy i choć nie do końca było to dla nich dobre, brak córeczki a zarazem i brak czasu dla niej, był poniekąd zbawienny dla ich przyszłości. Czas szybko mijał, pieniążków przybywało, ale i nostalgia dawała o sobie znać. Minął już rok jak zawitali do Anglii, a wyglądało na to, że zostaną na dłużej. Sara ogólnie zadowolona i godząca się na wszystko, jednak tęsknota za dzieckiem, przeważyła szalę. Poprosiła męża, aby ten przywiózł Sandrusię do Anglii. Sławek po przemyśleniu sprawy i po rozważeniu wszystkich argumentów za i przeciw, postanowił spełnić prośbę żony. Nazajutrz spakował się i ruszył w drogę. Sara bardzo cieszyła się, że wreszcie będą w komplecie i ta myśl, dodawała jej skrzydeł. Minęło pięć dni od jego wyjazdu i żadnej wiadomości. Sara bardzo zdenerwowana, co jakiś czas dzwoniła do Polski, ale odzywała się tylko automatyczna sekretarka. Biedna nie wiedziała już co począć, a i czasu za wiele nie miała – musiała wywiązywać się, z powierzonych jej obowiązków. Mijały następne cztery dni, a po mężu ani śladu a co gorsze, nie odbierał nawet telefonu. Pracodawcy po przemyśleniu całej sprawy, zgodzili się na wyjazd Sary do Polski, w celu sprowadzenia Sławka wraz z córką. Kobieta postanowiła pojechać autobusem, aczkolwiek niekomfortowo czuła się w samolocie. Państwo Kowalscy odwieźli ją na przystanek, kupili bilet i pożegnali jak najbliższą krewną. Kiedy autobus już ruszył, Sara oglądając się jeszcze za odprowadzającą ją parą, nagle zauważyła na ulicy Sławka w towarzystwie jakiegoś obcego mężczyzny, który wyraźnie go popychał. Poprosiła kierowcę aby się zatrzymał, ale ten niedosłyszał i dodał jeszcze gazu. Zanim zorientował się o co Sarze chodziło, byli już za miastem. Sara wysiadła, bilet przepadł, a po mężu ani śladu. Usiadła zrezygnowana na ławce i nie wiedziała co począć. Pierwsza myśl jaka przyszła jej do głowy, to telefon do dziadków, ale niestety nikt nie odbierał. Nie wiedząc już co ma począć w tej sytuacji, postanowiła zadzwonić do pracodawców, ale w tym samym momencie rozładował się telefon. Teraz to już koniec – Pomyślała – I rozpłakała się.


Rozdział XIV

Kiedy tak szlochała rozżalona i zrezygnowana, nagle zatrzymał się piękny samochód i wyszedł z niego przystojny mężczyzna. Zagadał do Sary po włosku, ale ona nic z tego nie zrozumiała i jeszcze bardziej łkając, mamrotała coś do siebie. On roześmiał się i zapytał już po polsku - Co się stało? - Myślała że jej się to śni, ale była to jawa, która bardzo ją ucieszyła. Postanowiła pokrótce opowiedzieć, co mniej więcej się wydarzyło. On słuchał jej z zainteresowaniem i patrzył na nią, jak na kobietę swoich marzeń. Sara zwierzając się mężczyźnie, zauważyła na ręce tatuaż, który notabene był identyczny jaki miał jej zmarły mąż. Na ten widok i wspomnienie z przeszłości, zareagowała niestety omdleniem. Mężczyzna wziął ją na ręce i posadził na ławce, a następnie ocucił wodą, którą przyniósł z samochodu. Po chwili doszła do siebie, ale wciąż była na tyle słaba, że bała się wstać. Nie było innej rady, jak zadzwonić po pogotowie. Lekarz który dość szybko przyjechał, zbadał jej ciśnienie a także puls i zdecydował, że powinna jak najszybciej znaleźć się u niego na oddziale. Sara była przerażona – nie dość że nie znała języka, to jeszcze myśli miała zaprzątnięte, swoimi poważnymi problemami. Przystojny nieznajomy przedstawił się i wyraził chęć pomocy. Tak więc Sarę wzięło pogotowie, a Stanisław - bo tak miał na imię ów nieznajomy, jechał zaraz za nimi. Ponieważ szpital znajdował się w niedalekiej odległości, szybko dotarli na miejsce. Po dwudziestu minutach, Sara była już na oddziale intensywnej terapii. Zrobiono jej szereg różnych badań, z których jednoznacznie wynikało, że będzie potrzebny przeszczep serca (może jeszcze nie teraz, ale w przyszłości na pewno). Dziewczyna nie wierzyła w to, co usłyszała. Wiedziała że z jej sercem nie jest dobrze, ale po ostatnim pobycie na kardiologii jeszcze w Polsce, wszystko unormowało się, a wyniki były w miarę dobre. To wszystko o czym dowiedziała się, zrozumiała tylko dzięki Stanisławowi, który wystąpił w roli tłumacza - był jej teraz bardzo potrzebny. Kiedy była już wolna od badań, mężczyzna poprosił ją aby wyjaśniła mu, co nią tak wstrząsnęło, że zemdlała. Była zmuszona mu wszystko dokładnie opowiedzieć, aby zrozumiał powagę sytuacji. Obiecał, że we wszystkim jej pomoże. Zastanawiał go własny tatuaż, który właściwie przyczynił się do złego stanu zdrowia kobiety. Ona też o tym myślała, ale nie tylko to miała na głowie. Bała się o dziecko i męża, którego widziała w dziwnych okolicznościach w Londynie, a który właściwie w tym czasie, powinien być w Polsce. Minęły dwa dni pobytu w szpitalu, a Sara wciąż źle się czuła. Stanisław był przy niej i właściwie jemu, zawdzięczała teraz wszystko. Był pomocny w konwersacji jeśli chodzi o angielski, a także sprawdzał się jako najlepszy przyjaciel. Zaopatrzył Sarę we wszystko co było jej niezbędne w szpitalu, a także powiadomił pracodawców o tym, co wydarzyło się. Nie było innej rady, jak zgłosić na policję zaginięcie Sławka - tym wszystkim, zajęli się Kowalscy. Po paru dniach wyszło na jaw, że Sławek nawet nie zdążył wsiąść do autokaru którym miał pojechać do Polski, bo został napadnięty, a następnie przetrzymywany gdzieś w piwnicy. Policja była już na tropie gangu który go więził, ale potrzebowali jeszcze dowodów. Kowalscy wraz ze Stanisławem zadecydowali, że Sara nie może na razie dowiedzieć się prawdy – w stanie jakim się znajdowała, było to niewskazane. Kiedy pytała ich czy już coś wiadomo, zmuszeni byli ją okłamywać (lecz tylko dla jej dobra). Po kilku dniach intensywnego leczenia na oddziale, Sara dochodziła do siebie.

autor

Isia05

Dodano: 2016-08-04 12:12:49
Ten wiersz przeczytano 605 razy
Oddanych głosów: 17
Rodzaj Bez rymów Klimat Refleksyjny Tematyka Życie
Aby zagłosować zaloguj się w serwisie
zaloguj się aby dodać komentarz »

Komentarze (15)

DoroteK DoroteK

Sara niewątpliwie ma bardzo zagmatwane życie, i
szczęście albo i nieszczęście (jak kto woli) do
nieznajomych... Isiu, życzę Tobie i Twojej rodzinie
dużo zdrowia :-)

Taki Sobie Taki Sobie

Czytam z przyjemnością ...++

Ewa Kosim Ewa Kosim

z przyjemnością przeczytałam :) pisz Isiu:) pozdrawiam

Julia Pol Julia Pol

Isiu, ten ktoś kto ci tak napisał( czytałam pod
wierszem mariat) to już go nie ma a Ty nie bierz sobie
do serca opinii kogoś kto nie jest żadnym autorytetem,
że już o poziomie kultury nawet nie wspomnę,pozdrawiam
Cie cieplutko:)

Julia Pol Julia Pol

witaj Isiu, jesteś w końcu:) czyżby znowu mój mail do
ciebie nie doszedł? ale to nic ważne ,że się
odezwałaś:)

Kropla47 Kropla47

Dobra proza!życzę zdrowia Isiu.

AMOR1988 AMOR1988

Ja tęskniłem za Sarą i jej przygodą życia. Czekam
szczerze na kolejne części

Iris& Iris&

Witaj Irenko!
Pozdrawiam serdecznie i przede wszystkim dużo dużo
zdrówka i pamiętaj o uśmiechu.Buziaczki:)

mariat mariat

Isiu - najpierw pewne wyjaśnienie - pamiętam, że to
chyba ja wpisywałam komentarz z użyciem wyrazu "dna"
ale w zupełnie innym znaczeniu niż w powyższym Twoim
nakreśleniu - jako obraźliwe. "DNA" w ujęciu
fizjologicznym to było użyte, jako przeniesienie cech
z człowieka na człowieka. O ile o tym samym komentarzu
mówimy i tyle moja pamięć na ten moment rejestruje.

Co do prozy - moim zdaniem - w porównaniu do wierszy -
jesteś w tym bardzo dobra. Przeczytałam na jednym
oddechu i z zaciekawieniem czekam na c.d.
P.s. - (dobrze, że już jesteś po kłopotach
zdrowotnych).

Sotek Sotek

Masz wyobraźnię i talent. Fajnie to ujęłaś. Wciągająca
treść czyta się jednym tchem.
Pozdrawiam:)

Ola Ola

O kurcze blade ISIU::)
Pozdrawiam ;)

anna anna

masz talent do prozy!!!!

Dodaj swój wiersz

Ostatnie komentarze

Wiersze znanych

Adam Mickiewicz Franciszek Karpiński
Juliusz Słowacki Wisława Szymborska
Leopold Staff Konstanty Ildefons Gałczyński
Adam Asnyk Krzysztof Kamil Baczyński
Halina Poświatowska Jan Lechoń
Tadeusz Borowski Jan Brzechwa
Czesław Miłosz Kazimierz Przerwa-Tetmajer

więcej »

Autorzy na topie

kazap

anna

AMOR1988

Ola

aTOMash

Bella Jagódka


więcej »