Skarabeusz
kolejny raz
liczę deski zapadniętego pomostu
i rozpłakuję się przy dwudziestej siódmej
gdzieś na drugim brzegu ktoś bezlitośnie
rozdrapuje pazurami sosnowe pnie
zamieniając je w płaczki
pochylone nad moim smutkiem
dźwięki pucharów pełne białej krwi
wznoszone z oddali wołają o pomstę do nieba
świdrując mój umysł
bezbronnym lamentem kryształu
toast zapomnienia wychylony
przez moich ukrytych wrogów
odebrał mi szanse na powrót do kopalń
naszych młodzieńczych marzeń
otwierając dwadzieścia sześć puszek Pandory
zmurszałych niczym drewno pod moimi stopami
i tylko skarabeusz
ściśnięty z całych sił w mojej dłoni
szepcze cos po staroegipsku
że jeszcze się odkujemy
jeszcze będzie przepięknie
i ja mu wierzę !
Komentarze (18)
dwadzieścia sześć i dwadzieścia siedem - te cyfry coś
znaczą, coś trudnego, wręcz nieszczęśliwego. Ale jest
nadzieja na przyszłość.
Bort,dziękuję za odwiedzimy i przezmiły
komentarz.Tak,deski to lata... czas,który upłynął.
Zawsze napełniasz mnie optymizmem i radością.
Zapraszam i ciesze sie,że Ci sie podobają moje teksty.
Witaj, Grusano :-) Nie utożsamiam Autorki z Peelką, bo
nie wiem, może to fikcja literacka :-)
Wiersz znakomity, metafory jak zwykle zachwycające :-)
Mogę tylko wnioskować, dumając nad tymi dwudziestoma
sześcioma puszkami Pandory i dwudziestą siódmą deską
zapadniętego pomostu, że chodzi, między innymi, o
urodziny... Może w przenośni tylko, nie wiem...
Tak czy inaczej - wiersz piękny. Życzę Peelce z całego
serca, by kolejne lata? były przepiękne :-)
Pozdrawiam ciepło :-)