Smutna historyja o Cieniu
Z brakiem czułości, bez lęku przed tym co
kiedyś, bez umiłowania sztuki,
piękna wjechała na plac ogromna machina.
A w środku człek co okiem nie mrugnie, brwi
czarnej nie uniesie ze smutkiem,
bez westchnienia.
Przechodziłam przez plac, po zbrodni.
Pył drażnił nozdrza moje i przechodni.
Unosił się z takim smutkiem i magią tak
jakby był pyłem gwiezdnym.
Pomarańcza na niebie tańczyła, promieniejąc
z zachwytu,
nie musiała podjąć walki ze starym
cieniem,
którego od dziś można jedynie
wspominać…
Wiesz, przechodziłam dziś "obok" Młyna,
kroczyłam wzdłuż ściany, której nie
było.
Słońce przygrzewało niemiłosiernie, a ja
marzyłam, o kawałku różowej ściany,
którą nieraz mijałam, a właściwie, o jednym
z najstarszych cieni w mieście,
który mógł zaistnieć dzięki owej
ścianie.
Zabytkowy budynek, miejsce pracy dla wielu
ludzi,
chleb powszedni dla ich rodzin oraz dla
wielu innych.
Wraz z murami umarł szacunek do historii,
do piękna, do polskiego chleba.
Nie wiem, co zapełni tę pustkę, co zabliźni
ranę.
Mam nadzieje, że miejsce starego Młyna nie
zajmie stacja benzynowa, market
czy też podrzędna pizzeria…
To prawda, że przechodziłam obok placu rzeźni. I to, że pył był wszechobecny, i magiczny to też prawa... Mury, które kryły, skrywały wiele tajemnic, były częścią historii mojego miasta. A teraz nie istnieją... I jak mam nie pisać?! Jak...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.