Spluń
Chcę cie upokorzyć,tak bardzo tego
pragnę
Wiesz,naprawdę napawasz mnie wstrętem
Jesteś dla mnie ohydnym mętem
Mam nadzieje,że twe życie się skończy
nagle
Przypatrując się tobie nawet nie widać,że
słabniesz
Któż by zauważył,że przecież kochasz i
pragniesz
Sam być przez ludzi miłowanym a nie
odrzuconym
Przykrym,zbitym,wyśmianym czy
znieważonym
Gdybym chciał to bym ci pomógł,ale po
co?
Czy choćby cień sensu pomagać takiemu??
Nawet bym cię psem nie poszczuł bo
szkoda
Splunąć też nie,bo dla ciebie to ochłoda
Skończ już z tym żartem
Zdecyduj się,wykaż się hartem
Ducha,który cię przecież znieważył
Samobójstwo...może byś się w końcu
odważył?
Zabawki nie są dla ciebie o ile nie
ranią
Ból,niepewność i zniewaga są młodą łanią
Ile razy chcesz je pochwycić i zabić,
znikają
A gdy słaby jesteś znów twą dusze kalają
Zdechnij w końcu jak pies i padnij na swym
miejscu
Bo przecież już niczym lepszym niż padliną
nie jesteś
Kupą mięsa jedynie,może muchy cię całować
będą
Gdy wszystkie gwiazdy w sercu zbledną...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.