Urodziny Szymona Maga
Hałaśliwy barokowy ogród
z centralnym placem, salą porodową,
zarastają przycięte żywopłoty
w kształcie serduszek przebitych
strzałą,
roznosi się woń zupy rybnej
to żyzna i ugotowana ziemia paruje,
kiedyś zalana oceanem,
później pustynia przykryła ją piachem,
teraz Dionizos wybudował tu saune.
Na samym środku stoi marmurowa fontanna
z najdroższych, rozbitych nagrobków,
ozdabianych rokokowymi kwiatkami,
wypływa z niej stróżkami i bez końca
najstarsze, wytrawne wino.
Służki opasłego playboya
od wielu lat pragną tu rodzić
bez promieni słońca na skórze
na zroszonej winem trawie
z przykurczonymi nogami
trzymają się za kolana w ciągłym
napięciu
waciki na oczach powstrzymują łzy
na głowach zamiast włosów,
wyrastają sztywne od lakieru peruki
z powpinanymi w środek
kolorowymi metkami o jednej cenie.
Jeden, dwa, trzy
skurcze są coraz silniejsze
już tu jest, on żyje, urodziły.
Szymona trzeba poskładać,
skleić w jedno dziecko
ma wiele matek, ojciec nie znany.
Maleńki Szymuś wbiegł miedzy krzaki
święcący, nabłyszczony oliwką
zbiera obcięte główki maszkaronów
ze zburzonej świątyni Chrystusa Króla,
zjada resztki opłatków z rozbitego
tabernakulum.
Powoli jego serce przestaje bić,
Ojciec Szymona to młody zawałowiec na
rencie od samego Świętego Ducha.
Pączuś Szymona znowu drga,
jeszcze chwila dla życia.
Skóra zabalsamowana, twardnieje
białe loczki na głowie
pokręcone nie przestają się wić
oczy podkreślone czarnym tuszem do rzęs
wypatrują rodziców,
wklęsły brzuch poklepują setki dłoni
mały siusiak zwisa w dół jak na posagu
rzymskiego bóstwa.
Szymon osłupiał trwa w stuporze,
słucha przyspieszonych oddechów,
panie i panowie coraz szybciej dochodzą,
sztywna dusza musi wślizgnąć się w jego
ciało
wejść i wyjść bez uszczerbku na zdrowiu,
gdyby się nie udało
to seksualny zaklinacz, mag Szymon zostanie
już na zawsze
w hałaśliwym ogrodzie,
sam i nieruchomy.
Komentarze (2)
Daje do myślenia... Pozdrawiam 'D
Dziękuję za wiersz, więcej takich.
Mam teraz co czytać:) Pozdrawiam